niedziela, 10 maja 2015

Epilog

Bella wróciła razem z Cullenami do Forks gdzie czekali Charlie i Renee. Panna Swan naprawiła swój błąd i pozostała z ojcem w Forks.

~*~
Księżyc w nowiu

Cullenowie wyjechali po fatalnych urodzinach Belli. Alice cały czas była jednak blisko i chroniła przyjaciółkę. Gdy zobaczyła Bellę skaczącą z klifu powiadomiła Edwarda. Ten pojechał do Volterry i chciał się zabić. Bella i Alice go powstrzymały i wszyscy wrócili do Forks. Bella po ukończeniu szkoły ma zostać wampirem. Victoria nadal szaleje w Forks. Julie chce zabić również ją.

~*~
Zaćmienie

Armia wampirów szaleje w Forks. Cullenowie przygotowują się do walki podczas, której Bella, Edward i Seth ukrywają się. Gdy zjawia się Victoria i Riley, Julie jest z nimi. Pomaga Edwardowi zabić Victorię. Pod koniec Bella przyjmuje oświadczyny Edwarda.

~*~
Przed Świtem

Bella i Edward pobierają się po czym jadą na wyspę Esme. Kiedy Bella zachodzi w ciążę wracają. Julie, Esme i Rosalie popierają Bellę w jej zamiarach. Wszyscy Cullenowi walczą z wilkołakami. Edward ratuje Belli życie, gdy ta już urodziła. Przed spotkaniem z Volturi Alice, Jasper i Julie znikają. Alistair nie ucieka. Zjawiają się pod koniec spotkania. Wszyscy zostają uratowani. Julietta i Alistair zostają parą. Wszyscy Cullenowie mają nadzieję na szczęśliwe życie.

I tak oto kończę historię Alice. Dziękuję, że ze mną byliście przez ten cały czas. Proszę nie bądźcie źli, że ro już koniec, ale każda historia musi się kiedyś zakończyć. Bloga usuwać nie będę. Niech będzie tu, abyście mogli czytać, a w wypadku nowych czytelników, aby mogli przeczytać całą historię. Pozdrawiam. ~Dorcas

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 81 : "Upragniona zemsta"

~Oczami Alice~

Dlaczego nie zorientowałam się wcześniej?! Dlaczego jej nie powstrzymałam?! Dopiero, gdy podjęła decyzję by uciec Jasperowi zobaczyłam co się kroi i jeszcze do tego Julie odłączyła się od Cullenów i ściga Jamesa na własną rękę.
- Jazz! - krzyknęłam podbiegając pod damską toaletę.
- Co jest? - zdziwił się mój ukochany.
- Ona uciekła! - krzyknęłam. - Bella uciekła!
- Jak to uciekła? - przeraził się Jasper. 
- No tak po prostu. Ona myśli, że James porwał jej matkę i teraz Bella chce ją ratować. Tropiciel dzwonił do niej. Wtedy, gdy mówiła nam, ze to jej matka - wyjaśniłam.
- I co teraz? - zapytał.
- Musimy powiedzieć Edwardowi i reszcie - westchnęłam.
- Tylko jak? - zastanowił się mój ukochany. 
- Po prostu chodź - poprosiłam.
Ruszyliśmy w stronę halli przylotów, na której byliśmy wcześniej Edward, Carlisle, i Esme już tam byli.
- Gdzie Bella? - zapytał Ed.
Popatrzyliśmy po sobie z Jasperem, po czym opowiedziałam mu wszystko po kolei. Mój brat wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać. 
- Jeszcze nie jest za późno - Carlisle położył mu dłoń na ramieniu. - Chodźcie. 
Już miałam iść kiedy nagle coś zobaczyłam.
- Julie jest z Bellą - powiedziałam. - Zamierzają działać razem.

*

~Oczami Julie~

Czy się bałam? No jasne, że tak. Ale teraz nie miałam już nic do stracenia.  Poszłam w stronę domku rodzinnego Belli Swan. Ku mojemu zaskoczeniu zastałam tam Bellę.
- Co ty tu robisz? - zapytałyśmy obie jednocześnie.
- Chcę zemścić się na Jamesie - odparłam.
- On ma moją mamę - wyjaśniła Bella. - Jeśli do niego nie pójdę zabije ją. Julietta wybacz, ale nie możesz iść ze mną. Powiedział, że mam być sama.
- Nie pozwolę ci zginąć Bello - powiedziałam.
- Musisz - szepnęła Swan.
- Zrobimy tak - zarządziłam. - Pójdziesz do Jamesa sama. Powiesz mu aby wypuścił twoją matkę. Daję ci dziesięć minut. Potem tam biegnę. Zabiję tego drania.
- Ale... - zaczęła Bella. Było widać, że nie jest pewna mojego planu. 
- Bello nie ma innego wyjścia - powiedziałam.
Isabella westchnęła.
- Niech będzie - zgodziła się.
- Pamiętaj. Dziesięć minut - rzekłam.
Dziewczyna skinęła głową i wyszła z domu.

*

~Oczami Belli~

Czy to oznaczało, że jednak nie musiałam ginąć? Że mogłam uratować zarówno Renee jak i siebie? Że będę mogła żyć z Edwardem?
Wiedziałam, że czasem fałszywa nadzieja potrafi zabić, ale co innego mi pozostało?
Pozwoliłam sobie na tę odrobinkę nadziei, że jednak to wszystko dobrze się skończy. Z tą myślą pobiegłam w stronę studia baletowego.

*

~Oczami Alice~

Zdążymy. Musimy zdążyć. Po prostu musimy. Nie ma innego wyjścia. Jechaliśmy najpierw do domu Belli. Nikogo tam nie było, ale czułam zapach Julie. Musiała tu być. Tylko gdzie jest teraz?
- Ślad prowadzi do tego studia baletowego - zawołał Emmett.
- Julie czy Belli? - spytaliśmy jednocześnie ja i Edward.
- Najpierw Bella potem Julie. Odległość czasu pomiędzy nimi była nie duża - rzekł Jasper.
- Idziemy! - zarządził Carlisle. 
Pobiegliśmy do studia baletowego.

*

~Oczami Julie~

Wbiegłam do studia akurat, gdy Bella chyba straciła nerwy. Zaczynała uciekać, a James ją gonił. Nie dogonił. Rzuciłam się na niego. Był tak zaskoczony moją obecnością, że dopiero po chwili próbował walczyć. Teoretycznie to on powinien zwyciężyć. Ale kiedy po raz kolejny go zobaczyłam przypomniałam sobie o Sharon i o Johnie. To nadało mi sił. Zabiłam Jamesa bez najmniejszego problemu. Rozerwałam go na strzępy akurat, gdy do studia weszli Cullenowie. 
Edward ocenił sytuację, a potem podbiegł do Belli i wziął ją w ramiona. Carlisle, Emmett i Jasper patrzyli na mnie oniemieli, a Alice... Alice po prostu do mnie podbiegła i mnie przytuliła. 
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz - powiedziała. 
- Oczywiście - odparłam.
- Alice - zachrypiała Bella. - On wiedział gdzie ty byłaś przed przemianą. I czemu tam byłaś. Znał twoją historię. Tam jest nagranie.

*

~Oczami Alice~

Rzuciłam się na półkę, którą wskazała Bella i chwyciłam kamerę. Przewinęłam do odpowiedniego fragmentu.
- Dekadę wcześniej za swoje wizje została by spalona na stosie - mówił James. - W tamtych czasach pozostawał jednak tylko psychiatryk. Jej rodzice zamknęli ją tam i udali, przed rodziną i znajomymi, że dziewczyna nie żyje. Prawie całe życie żyła w zamknięciu. Pewnie dlatego nic nie pamięta ze swojego ludzkiego życia.
Zamknęłam kamerę. A więc to tak... Zawsze zastanawiałam się czemu byłam w tym ośrodku. Teraz wiedziałam. Otrząsnęłam się jednak ze wspomnień. 
- Zabierzmy Bellę do jakiegoś hotelu - powiedziałam. Trzeba było jakoś teraz naprawić wszystkie szkody, które wyrządziliśmy podczas tego całego kłamstwa. Przede wszystkim Isabella musiała jakoś wyjaśnić to wszystko Charliemu i Renee. 
Edward wziął swoją ukochaną na ręce i wyniósł ją z pomieszczenia. Emmett i Jasper rozlali benzynę i gdy wyszliśmy podpalili budynek. Samochód, który po drodze ukradliśmy pozostawiliśmy pod studiem.
- Julie? - odezwał się Carlisle kiedy jechaliśmy w stronę hotelu.
- Tak?
- Tak sobie pomyślałem, że może... I tak jesteś już częścią naszą rodziną, więc może... Dołączyłabyś do nas? - zaproponował.
- Wy mówicie serio? - zapytała Julietta.
- Jak najbardziej - dodałam.
Julie uśmiechnęła się.
- Będę zachwycona mogąc być częścią waszą rodziny - powiedziała rozpromieniona kobieta. jak widać zemsta na Jamesie bardzo jej pomogła. Teraz zaczynała nowe życie.


***************************

Kochani! Udało mi się sklecić nową notkę. Jak widzicie zmieniłam akcję "Zmierzchu", ale pomyślałam, że tak będzie lepiej. Ale opinię pozostawiam Wam. Pozdrawiam ~Dorcas.

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 80 : "Pościg"

~Oczami Julie~

   Złapać tego drania. Złapać i zabić. To jedyna myśl jaka chodziła mi teraz po głowie. Pomścić Johna i Sharon. Tylko to mnie teraz obchodziło. Przypomniałam sobie te wszystkie straszne chwile jakie przeżyłam po śmierci moich przyszywanych dzieci. Razem z Rosalie i Esme miałam zmylić Jamesa. Wolałam iść z chłopakami i bezpośrednio walczyć z tym mordercą, a nie tylko go zmylać. Nie miałam jednak wyjścia. Cullenom zależało przede wszystkim na ochroni tej dziewczyny. Nie na zabijaniu Jamesa. Chcieli go zabić, ponieważ tylko to gwarantowało jej bezpieczeństwo. Nie narzekałam jednak za bardzo. Ważne było, że ten drań zapłaci za wszystko co zrobił. Kto go zabije to już nie ważne.
   Jechałyśmy z dziewczynami już od kilku godzin. Rose była wściekła. Nie lubiła Belli i nie chciała jej chronić. Nie miała jednak wyjścia. Jak rodzina to i ona.
- Jak myślicie, jak długo będziemy tak jeszcze jeździć? - spytałam.
- Nie mam pojęcia - syknęła Rose.
- Tak długo aż zgubimy Victorię - odparła spokojnie Esme.
Skinęłam głową.
 Wpatrywałam się w szybę i widoki za nią. Zastanawiałam się gdzie teraz jest Alice. Bałam się o nią. Nie chciałam by coś się jej stało. Była ona teraz moją jedyną rodziną.
- Cholera - zaklęła Esme.
- Co jest? - zapytałam, ale sama już to wyczułam.
- Victoria zawróciła do Forks - rzekła Esme.
- Wracamy za nią? - spytałam.
- Tak - potwierdziła pani Cullen.

*

~Oczami Alice~

Wizja. 
Victoria wraca do Forks. Esme, Rosalie i Julie razem z nią. 
- Alice? - odezwał się Jasper.
- Victoria wróciła do Forks - powiedziałam.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze - objął mnie ramieniem. Bella spała w pokoju obok. Jak na razie tutaj się nic nie działo.
- Boję się, że jak ona wróciła to James zorientuje się, że to wszystko jest kłamstwem i zacznie szukać dalej - westchnęłam.
- Ważne, że Bella uciekła z nami, a nie z Edwardem - rzekł Jazz. - Zobaczysz. Zabiją go i wszystko będzie dobrze.
Spuściłam wzrok.
- Chciałabyś tam z nimi być i pomóc im zabić Jamesa, prawda? - domyślił się mój ukochany.
Skinęłam głową.
- Za Sharon - powiedziałam. - No i za Johna. Jakby nie było on uratował mi życie. Gdyby nie on to James zabiłby mnie już wiele lat temu.
- Przestań - syknął. - Nie wyobrażam sobie gdyby mogło ci się coś stać. Zbyt mocno cię kocham - objął mnie i przycisnął kurczowo do siebie.
- Ja też cię kocham - westchnęłam. Pocałowałam go delikatnie w usta jednak kiedy chciałam się od niego oderwać Jazz przyciągnął mnie bliżej siebie. 
Zawsze zachowywał się tak jak zaczynałam temat Johna. Domyślałam się iż to dlatego, że mężczyzna, który uratował mi życie był we mnie zakochany i właśnie z tego powodu mnie uratował. Ja jednak wiedziałam, że nawet gdyby John wtedy przeżył to Jasper w końcu i tak by mnie znalazł i bylibyśmy razem. W końcu to prawdziwa miłość. 
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. 
- Proszę - powiedziałam odrywając się od Jazza. 
Do pokoju weszła Bella. 
- Wiadomo coś? - zapytała.
- Nie - pokręciłam głową. - Jedynie tyle, że Victoria wraca do Forks. Esme, Rosalie i Julie razem z nią. 
Bella pokiwała głową.
- Alice? - odezwała się. 
- Tak?
- Myślisz, że oni mają jakieś szanse z tym Jamesem? - spytała. - Skoro najpierw John, a potem i Ian i Sharon nie dali sobie z nim rady...
- Było ich za mało - przerwałam jej. - Nas jest więcej damy sobie radę. 
Gdybym tylko nie puściła ich wtedy samych może to wszystko zakończyło by się inaczej. Może gdybym to ja i Jasper tam byli, a nie denalczycy to wszystko byłoby inaczej. 
- Będzie dobrze - powiedział Jasper. Poczułam jak zaczyna majstrować przy moim nastroju żebym się uspokoiła. Wyczuł co się ze mną dzieje. 
- Zamówiłam ci śniadanie - rzekłam do Belli. Musiałam się czymś zająć. Razem z pojawieniem się Jamesa wróciły do mnie bolesne wspomnienia. 
To jak przez lata musiałam żyć samotnie. Moja półroczna depresja po śmierci przyjaciółki...
- Nie jestem głodna - odparła Swan.
- Musisz jeść - upomniałam ją. 

*

~Oczami Edwarda~

- On wie, że to zmyłka! - zawołałem do Carlisle'a i Emmetta. - Idzie spotkać się z Victorią!
- Zadzwońmy do dziewczyn - powiedział Carlisle. Szybko wyjął telefon i zadzwonił do Esme.
- Chodźcie! - zarządziłem. - Trzeba zabić tego drania.
- Zgadzam się - Emmett uśmiechnął się i pobiegł za mną. Carlisle westchnął, ale również poszedł za nami. 
Bałem się o Bellę. Nie zniósłbym gdyby coś jej się stało. Nie wytrzymałbym. Zrobiłby to samo co Ian po śmierci Sharon. Po prostu zabiłbym się. Nie mógłbym żyć bez niej.

*

~Oczami Alice~

Kolejna wizja.
James zorientował się, że to ściema. Idzie do Victorii. Ona mu coś daje, a on jedzie do pomieszczenia z telefonem i małym stolikiem.
Otrząsnęłam się. 
- Co jest? - zapytał Jasper.
Nim jednak zdążyłam mu odpowiedzieć zadzwonił mój telefon. Edward. Odebrałam.
- James się nam wymknął - powiedział prosto z mostu.
- Wiem. Widziałam.
- Chrońcie Bellę. My gonimy Jamesa.
- Uważajcie na Julie - poprosiłam. - Ona zrobi wszystko by pomścić Johna i Sharon.
- Oczywiście - zgodził się. - Daj mi Bellę.
- Bello - podałam jej telefon.
- Jazz boję się - szepnęłam. Swan była zbyt zajęta rozmową z Edwardem by móc nas usłyszeć. - Boję się o Julie. Ona kochała Johna i Sharon. Co jeśli próbę zemsty na nim przypłaci życiem?
- Tak źle nie będzie - pocieszył mnie Jasper.
- Ona nie ma już nikogo - szepnęłam.
- Ma ciebie - uprzytomnił mi. - Dla ciebie będzie chciała żyć.
Westchnęłam.
- Sama już nie wiem - powiedziałam.
- Alice, kochanie ile razy mam ci jeszcze powtarzać? Wszystko będzie dobrze - mój ukochany patrzył mi w oczy i sterował moimi emocjami tak bym stała się spokojniejsza. Pomogło. Bella akurat zakończyła rozmowę z Edwardem. 
Chwilę później znów zadzwonił telefon.
- To mama - powiedziała Bella i odebrała, po czym wyszła z pokoju. Kiedy wróciła wyglądała na wystraszoną jednak mógł to być efekt tych nowych wieści.


***************************

No kochani. Mam trochę wolnego więc notka wcześniej niż zaplanowałam. Mam nadzieję, ze będzie Wam się podobać. Pozdrawiam. ~Dorcas

 

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 79 : "Mecz"

   Jak się okazało nie tylko moja randka z Jasperem była udana. Edwardowi i Belli też nieźle poszło. Miała do nas przyjść dziś i poznać rodzinę. Cieszyłam się niesamowicie. Potem jednak Ucieszyłam się jeszcze bardziej, gdyż zobaczyłam, że Julie się do nas wybiera. Nie widziałam się z nią od ponad siedemdziesięciu lat odkąd wyjechała po śmierci Sharon.Wspomnienia dawnej przyjaciółki bolały, ale cieszyłam się, że chociaż będę miała kontakt z jej przyszywaną matką. Edward zaniepokoił się wzmianką o Julie, ale przecież ona też jest "wegetarianką". Po za tym mieliśmy na głowie jeszcze jednych gości. Jacyś nomadzi zmierzali w stronę Forks. Oni nie mieli jednak takich poglądów jak my dlatego trochę się martwiłam, zresztą tak jak Edward. Wolałam na razie jednak o tym nie myśleć.
Poczułam zapach człowieka w kuchni. Bella.
- Chodź - powiedziałam do Jaspera jednak on nie był pewien.
- Alice... - zaczął. - Ja nie jestem pewien czy sobie poradzę.
- Wierzę w ciebie.
- Ale ja w siebie nie wierzę.
- To uwierz. Będziesz się trzymał z daleka. Nic się nie stanie.
Jasper nie wyglądał na przekonanego, ale zszedł ze mną na dół.
- Bella! - ucieszyłam się. Podeszłam do dziewczyny i uściskałam ją jak starą znajomą. - Rzeczywiście nieziemsko pachniesz.
- Alice - skarciła mnie Esme.
- Alice już znasz - rzekł Edward. - A to mój brat Jasper - Ed wskazał na mojego ukochanego. Ten skinął tylko głową. Widziałam, że się męczy więc wyszliśmy.
- No i co? - Nie było źle - powiedziałam.
- Jakoś nie mam takiego nastawienia na życia jak ty -  odrzekł.
- Daj spokój skarbie - pocałowałam go lekko w usta, ale on przyciągnął mnie bliżej siebie by przedłużyć pocałunek.
- Kocurze jeden - skwitowałam. - Wiesz, że dzisiaj będzie burza?
- To może mecz?! - zawołał Emmett.
- Nie podsłuchuj! - krzyknęłam.
- Nie martw się jak się mizialiście to akurat rzygałem - odparł.
- Ha, ha, ha bardzo śmieszne - krzyknęłam.
- Dzieciaki uspokójcie się! - zawołała Esme.
- Idę powiedzieć Edwardowi i Belli o meczu. Może będą mieli ochotę grać - powiedziałam do Jaspera i pobiegłam do pokoju mojego brata. Zobaczyłam, że Jazz idzie za mną. Zapukałam do drzwi.
- Proszę - rzekł Edward.
Weszłam do pokoju.
- Hej mam propozycję - powiedziałam nie zwracając uwagi na pozycję w jakiej znajdowała się ta dwójka. - Przewidziałam, że dzisiaj będzie burza, więc Emmett rzucił hasło mecz. Zagrałbyś? Będzie fajnie. No i Julie już pewnie będzie.
- Julie? - zdziwiła się Bella.
- Moja przyjaciółka - odparłam. Nie miałam ochoty tłumaczyć nawet jej tego kim dokładniej była Julie.
- Co ty na to Bello? - zapytał Edward swojej ukochanej.
- Wampiry grają w baseball? - zdziwiła się.
- Tylko w burze - odparłam.
- Czemu nie - odrzekła dziewczyna. - Będę potrzebować parasola?
- Nie deszcz będzie tylko w mieście - rzekłam.
- W takim razie widzimy się na boisku - Edward delikatnie mówiąc chciał pozbyć się nas z pokoju.
- Okey - zgodziłam się i wyszliśmy z Jasperem.

*

- Alice! - zawołała Julie przytulając mnie mocno.
- Julie! - ja również ja uściskałam.
- Kochana lata cię nie widziałam.
- Prawie siedemdziesiąt lat - zauważyłam.
- Obiecuję, że teraz wszystko nadrobimy, ale obiecuję też, że nie będę wyjeżdżać tak daleko i na tak długo - powiedziała Julie.
- Słuchaj, gramy dziś mecz. Zagrasz? - spytałam.
- No jasne - odparła z chęcią. - Ale teraz opowiadaj co u was?
Opowiedziałam jej wszystko po kolei. O nowym życiu, o Belli i w ogóle co się działo. Julie też się jakoś trzymała. O Sharon nie wspominałyśmy.
Wieczorem poszłyśmy na polanę na, której zawsze graliśmy mecz. Kiedy zjawili się Edward i Bella podeszłyśmy do nich.
- Cześć Bello - powiedziałam. - To moja przyjaciółka Julie Morgan.
- Bella Swan - przedstawiła się dziewczyna.
- Miło poznać - rzekła Julie.

*

Ten zapach. Spojrzałam na Julie. To ten drań. Jasper zaczął majstrować przy emocjach żebym się uspokoiła. Nie protestowałam. Wiedziałam, że inaczej rzuciłabym się Jamesowi i Victorii do gardeł. I wtedy się zjawili. Był z nimi jeszcze jeden mężczyzna. Jak ja mogłam się nie zorientować, że to oni?! Jak mogłam?! Miałam ochotę rozszarpać tę dwójkę. Nie rozpoznali nas. Albo nie chcieli rozpoznać.

*

- Idę z wami - rzekła Julie kiedy Esme poszła na górę z Bellą.
- To zbyt niebezpieczne - rzekł Carlisle.
- On zabił Johna i Sharon ja muszę coś z tym zrobić! - krzyknęła.
- Co? - zapytała Bella zjawiając się na dole.
- Opowiem ci w samochodzie - powiedziałam. - Julie idź z chłopakami - rzuciłam i wsiadłam do samochodu z Bellą i Jasperem. Tam opowiedziałam Belli wszystko od początku do końca. Nie wiedziałam, że będzie mnie to tyle kosztować. Miałam nadzieję, że oni zabiją Jamesa. Żałowałam, że nie mogę do nich dołączyć.

**************************************

Dam-dam! No kochani. Udało się. Jak widzicie zmieniłam troszkę fabułę "Zmierzchu". Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać. Niektóre fragmenty omijałam bo nie chciałam powtarzać tych fragmentów, które wszyscy dobrze już znamy. No cóż. Pozdrawiam. ~Dorcas

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 78 : "Pues amor es lo que siento. Eres todo para mi"

Peter i Charlotte nie zabawili zbyt długo w Forks. Wyjechali już po dwóch tygodniach. Jeśli chodzi o Bellę i Edwarda to układało się pomiędzy nimi coraz lepiej. Mój brat nie traktował już panny Swan ozięble. Teraz jednak poświęcałam im trochę mniej czasu. W końcu miałam też własne życie no i Jaspera. Sobotę mieliśmy spędzić razem. Chcieliśmy pójść na pewną łąkę, którą kiedyś pokazał mi Edward, ale on wybierał się tam z Bellą, więc postanowiliśmy, że pojedziemy do Seatle i tam spędzimy jakoś czas.
Choć ja i Jasper byliśmy małżeństwem już tyle czasu cieszyłam się na nasze sobotnie spotkanie jak nastolatka, którą zaprosił na randkę jakiś przystojniak. W sobotę rano zaczęłam przygotowywać się do wyjścia wyjątkowo starannie. Wzięłam prysznic po, czym zaczęłam się ubierać. Założyłam dżinsową miniówkę, ciemne rajstopy dla lepszego efektu, szpilki i czerwoną bluzkę. Na szyi miałam wisiorek, który dostałam od Jazza w dniu naszego ślubu. W końcu wyszłam z łazienki. Mój uochany już na mnie czekał. Miał na sobie dżinsy i koszulkę opinającą się na jego mięśniach.
- Ślicznie wyglądasz kochanie - rzekł Jasper.
- Dziękuję - odparłam obracając się wokół własnej osi by lepiej zaprezentować swój strój.
- Chodź - pociągnęłam go za rękę. - Esme! Wychodzmi!
- Bawcie się dobrze! - zawołała Esme.
Wyszliśmy z domu.
- Jakim autem życzy sobie pani jechać? - zapytał Jazz.
- A może byśmy sobie pobiegli w jakieś odludne miejsce? - zaproponowałam.
- Cudowny pomysł - powiedział mój ukochany.
Złapaliśmy się za ręce i puściliśmy się biegiem w stronę lasu. Uwielbiałam czuć ten wiatr we włosach. Nic mnie wtedy nie ograniczało. Oddychałam pełną piersią ciesząc się chwilą.
Nie wiem jak długo tak biegliśmy, ale w końcu dobiegliśmy na jakąś polankę nad rzeczką.
- Może być tu? - zaproponował Jasper.
- Idealnie - odparłam.
Usiedliśmy na miękkiej trawie. Dzień był dość słoneczny, więc zaczęliśmy świecić się w promieniach ciepłego słońca.
- Alice? - odezwał się Jazz.
- Tak?
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? - zapytał.
- Jakbym mogła zapomnieć - powiedziałam. - Wyczekiwałam na ten dzień tak bardzo długo.
- No tak. Bo przecież ty wszystko przewidujesz - zaśmiał się mój ukochany. - Chyba nigdy nie zapomnę jak wszedłem do tego baru, a ty tak po prostu do mnie podeszłaś i jak gdyby nigdy nic powiedziałaś, że kazałem ci długo na siebie czekać.
- No wiesz. Obudziłam się, nie wiedziałam gdzie jestem, a potem odkryłam, że potrafię zobaczyć przyszłość i widzę ciebie jak do mnie dołączasz. Ty byś nie zwariował?
- Kochanie uwierz mi, że cię rozumiem - powiedział Jasper. - Czekanie to chyba najgorsza rzecz jaka może być. Podróżując z Peterem i Charlotte czekałem na olśnienie co robić ze swoim życiem. I ty byłaś tym olśnieniem.
- Odmieniliśmy swoje losy - skwitowałam.
- Przy tobie poczułem się naprawdę wolny - szepnął Jazz.
- Yo quisiera quedar me así y contar las estrellas del cielo descubrir alguna novedad mis ojos miran hacia allá cada vez me parece distinto y una nueva estrella empezara a brillar* - zaczęłam nucić piosenkę, która opisywała uczucia jakie czułam do mojego męża.
- Przy tobie mogę nawet sięgnąć gwiazd - szepnął mój ukochany.
- Kocham cię Jazz - powiedziałam.
- Ja też cię kocham Alice - odparł i pocałował mnie.
Objęłam go przyciągając go bliżej siebie.
- Powstrzymaj mnie albo te twoje ubranka nie pozostaną w całości - zamruczał Jazz.
- Nie mam zamiaru cię powstrzymywać - odparłam, a Jasper zaśmiał się i zniszczył moją poranną pracę, ale jakoś nie bardzo mu w tym przeszkadzałam...

*

*~Retrospekcja I.~*
Oczami Jaspera.

Nigdy nie lubiłem oczyszczania szeregów. To było takie nie zbyt przyjemne zajęcie, ale robiłem je machinalnie. Pomagał mi Peter. Nie wiem jak, ale udało mu się utrzymać w armii przez kilka lat. Cieszyło mnie to gdyż był dobrym towarzyszem. Dzisiaj jednak wyczuwałem w nim coś dziwnego. Może czuł się dziwnie zabijając kobiety? Bo przecież teraz w naszych oddziałach była również płeć piękna.
Zaczęliśmy nasze zajęcie. Z ofiary na ofiarę Peter robił się coraz bardziej nerwowy. Zastanawiałem się czy go nie odesłać, ale wywołałem kolejną osobę. Kobieta. Charlotte. Dość młoda niewiele starsza niż ja.
- Uciekaj! - krzyknął do niej Peter. Dziewczyna spojrzała przerażona najpierw na niego, potem na mnie i rzuciła się do ucieczki. Peter ruszył za nią. Wtedy zrozumiałem jego dziwne zachowanie. Wiedziałem, że Maria nie będzie zadowolona z takiego obrotu spraw, ale nie miałem zamiaru ścigać Petera i Charlotte. Nie mógłbym zabić mojego druha. Nie mógłbym. Dlatego pozwoliłem im uciec. Może popełniłem błąd. Wtedy się nad tym zastanawiałem.  Później ani przez chwilę nie żałowałem, że pozwoliłem im uciec. Wtedy również po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać nad pojęciem "prawdziwa miłość".

 *~Retrospekcja II~*

Maria była wściekła za to, że Peter i Charlotte uciekli. Zacząłem w niej wyczuwać złe emocje. Wtedy jednak powrócił mój druh.
- Jasper my wcale nie musimy tak żyć - powiedział. - Można żyć bez wojen i ciągłych morderstw. Wampiry potrafią żyć ze sobą w pokojowej koegzystencji.
- Ale Maria... - zacząłem.
- Maria wpajała nam kłamstwa - przerwała mi Charlotte.
- Jeśli chcesz chodź z nami - zaproponował Peter. - Zasmakujesz innego życia.
Nie zastanawiałem się nawet przez sekundę. Opuściłem Marię bez skrupułów. Moje dawne uczucie do niej prysnęło jak bańka mydlana. Chciałem zasmakować innego życia szczególnie, że zaczynałem mieć dość zabijania.

*~Restrospekcja III~*

Może i przestałem zabijać wampiry, ale ja nie chciałem zabijać też ludzi. Wiedziałem jednak, że muszę po w końcu jak miałem żyć? Odłączyłem się od Petera i Charlotte. Im nie przeszkadzało zabijanie ludzi. Tyle, że ja czułem emocje swoich ofiar. Czuli to samo co ja gdy po raz pierwszy spotkałem Marię i jej towarzyszki. Czy jednak mogłem coś z tym zrobić?

*~Restrospekcja IV~*

Deszcz padał dość mocno. Mnie to nie przeszkadzało, ale ludzie zaczynali dziwnie się na mnie patrzeć. Schowałem się do karczmy. Oczy miałem dość ciemne, ale to oznaczało, że mogę długo nie wytrzymać. Kiedy tylko wszedłem podeszła do mnie ta chochlikowata osóbka.
- Kazałeś mi długo na siebie czekać - powiedziała wyciągając ku mnie swoją dłoń.
- Proszę o wybaczenie - wystękałem i ująłem jej dłoń.
To było dziwne, ale nie wietrzyłem żadnego podstępu. Nie wiem czemu, ale czułem zaufanie do tej małej osóbki.
- Jestem... - zacząłem, ale ona mi przerwała.
- Jesteś Jasper Wintlock - powiedziała. - A ja Alice Brendon.
Wtedy mnie zamurowało. Wiedziała jak mam na imię. Tylko skąd? Dopiero jak wyszliśmy z karczmy opowiedziała mi wszystko po kolei.

*~Retrospekcja V~*

Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Co to jest? Miłość? Być może. Ale czy ja na nią zasługuję? Ona jest przecież taka niewinna, a ja jestem mordercą. Czy mnie zaakceptuje? Czy ona również mnie kocha?

*~Retrospekcja VI~*

Kocha, akceptuje i chce ze mną być! Szczęście? Przypadek? A może przeznaczenie? Chyba wszystko na raz.




A na koniec romantyczna piosenka:

Tanto tiempo caminando junto a ti
Aun recuerdo el día en que te conocí
El amor en mi nació tu sonrisa me enseno
Tras las nubes siempre va a estar el sol

Te confieso que sin ti no se seguir.
Luz en el camino tu eres para mi.
Desde que mi alma te vio.
Tu dulzura me envolvió.
Si estoy contigo se detiene el reloj.

Lo sentimos los dos el corazón nos hablo
Y al oído suave nos susurro


Quiero mirarte
Quiero soñarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento.
Eres todo para mi.

Quiero mirarte
Quiero soñarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito.
Pues lo que siento es

Amor

En tus ojos veo el mundo de color.
En tus brazos descubrí yo el amor.
¿ Vera en mi ella lo mismo?
¿ Querrá el estar conmigo?
Dime que tu lates por mi también

Lo sentimos los dos el corazón nos hablo
Y al oído suave nos susurro

Quiero mirarte
Quiero soñarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento.
Eres todo para mi.

Quiero mirarte
Quiero soñarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento
Eres todo para mi


Quiero mirarte
Quiero soñarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito.
Pues lo que siento es

Amor

******************************

Hej!!!! Kochani dzisiejszy rozdział dedykuję :

  • Madzi (Rosalie)
  • madziuli0909
  • Anieli Czajkowskiej (znanej też jako Róża Bloggerka)
  • Wice Malik
Za to, że komentujecie moje notki i za to, że mnie wspieracie.
Czy zdajecie sobie sprawę, że dzisiaj mija równo rok odkąd zaczęłam pisać tego bloga? Nie mogę w to uwierzyć. Dlatego też w tym rozdziale dodałam trochę przypomnień o tym co było na początku.Dziękuję wszystkim, którzy ze mną wytrwali. 
A teraz kilka wyjaśnień :
Tłumaczenie tytułu rozdziału to "Przecież miłość jest tym co czuję. Jesteś dla mnie wszystkim"
* "Una nueva estrella" Lodovica Camello - Chciałabym się dobrze zatrzymać i policzyć gwiazdy na niebie odkryć coś nowego coś z poza granicy mych oczu za każdym razem myślę, że są różnice i nowa gwiazda zaczęła świecić. A tu macie linka : http://www.tekstowo.pl/piosenka,lodovica_comello,una_nueva_estrella.html
No i ostatnia rzecz. Zdjęcia i piosenka są tak dla umilenia rozdziału. Tu link do tej piosenki : http://www.tekstowo.pl/piosenka,violetta,nuestro_camino.html
No cóż kochani. To chyba wszystko... Ale nie!!!
Czekajcie.
Wszystkim moim czytelnikom życzę Wesołych, pogodnych i zdrowych Świąt Wielkanocnych.
Pozdrawiam.
Dorcas

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 77 : "Starzy znajomi odwiedzają"

Siedziałam w klasie umierając z nudów. Nie starałam się nawet słuchać. Wolałam nie zaglądać w przyszłość Edwarda bo wiedziałam, że jak mnie na tym złapie to się wścieknie. Nie żebym się go bała. W końcu znalazłam sobie jednak zajęcie. Patrzyłam na nauczyciela trygonometrii i zastanawiałam się jakby wyglądał w różowych włosach i kolorowych spodniach klauna. Może do tego jeszcze czerwony kubrak... Prawie wybuchłam śmiechem. Dobrze, że kolejna lekcja to biologia, którą mogłam sobie odpuścić. Właściwie to musiałam, gdyż dziś (tak jak przewidziałam) będzie badana grupa krwi. Lepiej więc żeby mnie tam nie było. Reszta też miała ominąć dzisiejsze lekcje biologii.
Kiedy zadzwonił dzwonek poczułam przypływ euforii. W końcu koniec tej tortury. Po za tym Jasper też miał teraz biologię, więc obije mieliśmy wolne. Pomyśleliśmy, że możemy spędzić ten czas razem.
Wyszłam z klasy i ruszyłam w stronę parkingu. Jazz już stał przy samochodzie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Cześć piękna - powiedział.
- Cześć - odparłam.
- Co będziemy robić? - zapytał.
- Może przejdziemy się na spacer gdzieś tutaj - zaproponowałam.
- Dla ciebie wszystko kochanie - rzekł.
Zaśmiałam się i chwyciłam jego dłoń. Ruszyliśmy spacerkiem w stronę małego lasu. Szliśmy w milczeniu, które nie przeszkadzało nam jednak. Potrafiliśmy porozumiewać się bez słów. Zatrzymaliśmy się na pod jakimś drzewem. Jasper spojrzał na mnie czule i ujmując moją twarz w swoje dłonie pocałował mnie. Złapałam go za szyję i przyciągnęłam bliżej siebie. Zawsze w takich chwilach zapominałam o Bożym świecie.
- Kocham cię księżniczko - szepnął Jasper.
- Ja też cię kocham - powiedziałam.
Po tych słowach znów złączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Wtuliłam się w mojego ukochanego. Nie potrzebowaliśmy oddechu więc nie odrywaliśmy się od siebie. Ostatnio tak rzadko mieliśmy okazje pobyć sam na sam. Dlatego teraz cieszyliśmy się tą chwilą.
- Witamy nasze gołąbeczki - usłyszeliśmy obok siebie głos. Obydwoje aż podskoczyliśmy. Obok nas stali Peter i Charlotte.
- Napadliby was, a wy byście nie zauważyli - zaśmiała się Charlotte.
- Jakbym słyszał Emmetta i Rosalie - powiedział Jasper po czym wszyscy czworo wybuchliśmy śmiechem. Uściskaliśmy naszych gości.
- Co wy tu robicie? - zapytałam.
- No coś takiego! - zawołała Charlotte. - Nasza Alice czegoś nie wie.
- No właśnie! - zawołałam.  Nie planowaliście tego.
- No taka spontaniczna decyzja - wyjaśnił Peter.
- Nie lubię być niepoinformowana - zaczęłam narzekać. Zrobiłam obrażoną minę.
- Nie marudź mała - rzekł Jasper.
- Carlisle i Esme wiedzę, że tu jesteście? - zmieniłam temat.
- Nie - odrzekł Peter. - Pomyśleliśmy, że najpierw odwiedzimy was.
- W takim razie może darujemy sobie te dwie lekcje co zostały i pójdziemy gdzieś - zaproponował Jazz. Wszyscy przyjęliśmy to z ochotą.
Spacerowaliśmy po lesie. Peter i Charlotte woleli trzymać się z daleka od ludzi.
- To co u was? - zapytałam.
- W sumie to nic ciekawego - odparł Peter. - Podróżowaliśmy trochę po Europie. Zwiedziliśmy Włochy, Francję, Hiszpanię. Nawet nie wiecie jak tam jest pięknie. Skoro nawet my byliśmy tym zachwyceni. A jak wiecie zwiedziliśmy już sporo państw.
- Mnie najbardziej podobała się Hiszpania - powiedziała Charlotte. - Byliśmy w Barcelonie! Boże Alice nawet sobie nie wyobrażasz jakie to cudne miejsce.
- My byliśmy kiedyś w Rio de Janeiro - wtrącił Jasper. - Na miesiącu miodowym.
- I jak tam jest? - zapytała Charlotte.
- Cudownie - powiedziałam.
- Ale mówcie lepiej co u was? - rzekł Peter.
Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam Na wyświetlacz. Edward.
- Tak? - zapytałam do słuchawki.
- Alice wiem, że ty i Jasper jesteście teraz z Peterem i Charlotte, ale czy mogłabyś proszę podejść do szkoły i zgarnąć auto Belli pod jej dom? Zemdlała na biologii i podrzuciłem ją do domu naszym autem więc sama rozumiesz... - powiedział.
- Jasne - odparłam. - Zaraz się tym zajmę.
- Dzięki.
- Wisisz mi przysługę.
- No to po mnie.
- Nie martw się. Widziałam co postanowiłeś. Więc będę cię o to wypytywać, a ty grzecznie odpowiesz.
- Nie możesz mnie po prostu zamordować? - jęknął.
- Nie - odparłam i rozłączyłam się.
- O co chodzi? - zapytał Jazz.
- Słuchajcie przepraszam was, ale muszę coś załatwić - rzekłam. - Nie długo do was wrócę.
- Jasne - Jasper pocałował mnie delikatnie w usta, a ja pobiegłam w stronę szkoły.
Już on mi się nie wywinie. Będę go męczyć dopóki nie opowie mi wszystkiego.Podbiegłam do samochodu Belli. Udało mi się tam włamać. Kluczyki były w stacyjce. Odpaliłam auto i ruszyłam do domu Swanów. Nie mogłam rozwinąć zbyt dużej prędkości, więc trochę się wlokłam. W końcu udało mi się tam dojechać. Odstawiłam furgonetkę. Kusiło mnie żeby aby wejść do środka i przywitać się z Bellą, ale wiedziałam, że Edward by mnie zabił. Dlatego też po prostu odstawiłam auto i ruszyłam z powrotem do domu. Chciałam spędzić jeszcze trochę czasu z Peterem i Charlotte. Dawno ich nie widziała, a po za tym wiedziała, ile oni znaczą dla Jaspera. Wróciłam piechotą. Nie zajęło mi to wiele czasu. Nim się obejrzałam byłam już przed drzwiami.
- Hej, hej, hej! - zawołałam. - Już jestem - "zobaczyłam", że Edward chce uciekać. - Nie tak prędko mój drogi! - krzyknęłam. Mój brat jęknął.
- Takie małe, a tak potrafi człowieka wkurzyć - warknął.
- A teraz opowiadaj wszystko po kolei - zażądałam.
Westchnął, ale opowiedział mi jak Bella zemdlała na lekcji biologi, jak on pomógł jej zwolnić się z reszty lekcji, jak odwiózł ją do domu i proponując przyjaźń zaproponował wspólny wyjazd do Seatle.
- Czemu nie zaprosiłeś jej na bal? - zapytałam.
- Bo powiedziała, że odmówiła tym chłopakom, ponieważ nie chciała iść na bal - odparł. - Dlatego też zaproponowałem jej żebyśmy pojechali razem do Seatle.
- Kiedy jedziecie? - drążyłam.
- W sobotę, w dzień balu - odrzekł.
- Czemu nie w tą? - zdziwiłam się.
- Bo w tą ona jedzie ze znajomymi nad morze.
- To czemu nie pojedziesz z nimi?
- Bo oni jadą do La Push.
- No tak. To wszystko zmienia - stwierdziłam.
- Alice!- usłyszałam głos Jaspera, który właśnie wszedł do domu razem z Peterem i Charlotte. - Chodź do nas - poprosił mój ukochany.
- Nareszcie - ucieszył się Edward. Pokazałam mu język i poszłam do Jazza i naszych znajomych.

*

Minęło kilka dni. Nie musieliśmy, a właściwie nie mogliśmy chodzić do szkoły bo było bardzo słonecznie. Ja spędzałam czas z Jasperem, Peterem i Charlotte. Edward ukrywał się w lesie przy szkole i obserwował Bellę. Podczas tych kilku dni zorientowałam się, że Bella zaczyna coś podejrzewać. Wkrótce okazało się, że miałam rację. Po incydencie w Port Angeles kiedy to Edward uratował Bellę przed porwaniem okazało się, że w La Push Isabella usłyszała legendy dzięki którym odkryła kim jesteśmy. Rosalie się wściekła. Ja się jednak ucieszyłam. Skoro nie próbował kłamstwem zaprzeczyć to znaczy, że mu na niej zależy. Obiecał jej nawet, że w sobotę (która zbliżała się wielkimi krokami) pokaże jej jak wygląda w słońcu. 
W piątek mieliśmy z Edwardem zerwać się z dwóch ostatnich lekcji i pójść na polowanie. Edziowi było lepiej się kontrolować gdy był najedzony. Tak, więc pod koniec lunchu (kiedy to Ed znów usiadł z Bellą) podeszłam do nich.
- Cześć - powiedziałam.
- Hej - odparł, po czym zwrócił się do Belli. - Bello poznaj proszę moją siostrę Alice - rzekł i zwrócił się do mnie. - Alice poznaj proszę Bellę.
- Miło cię poznać - odezwałam się. W końcu, dodałam w myślach. - Idziemy? - zwróciłam się do Edwarda.
- Za chwilę - poprosił mój brat.
- Czekam przy samochodzie - powiedziałam. - Do zobaczenia Bello - rzuciłam po czym pobiegłam w stronę parkingu. Stanęłam przy naszym samochodzie i czekałam. W końcu Edward wyszedł ze szkoły.
- Przestań się tak głupio uśmiechać - zawołał.
- A kto mi zabroni? - zapytałam drażniąc się z nim.
- Dobra chodź już lepiej - mruknęłam ciągnąc go do samochodu. Wzniósł oczy ku niebu, ale ruszył za mną.

********************************

No kochani. Udało mi się skleić to w jaki taki rozdział. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobał. Pozdrawiam ~Dorcas

czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 76 : "Upartość"

Nie miałam zamiaru się poddać. Edward był uparty jak osioł. Nie chciał się przyznać, że się zakochał. Traktował Bellę wrogo. Tłumaczył jej, że będzie lepiej jeśli nie będą się przyjaźnić. Widziałam, że dziewczyna była tym zaskoczona. Też bym na jej miejscu była. Ktoś najpierw w bardzo dziwny sposób ratuje mi życie, a potem nie chce mnie znać. No kurczę naprawdę coś jest tu nie tak.
Edward owszem był uparty, ale ja jeszcze bardziej. Udowodnię tej tępej pale, że Bella nie jest mu obojętna.
Starałam się kontrolować swoje myśli, żeby nie mógł się dowiedzieć co planuje. Jasper czegoś się domyślał, ale znał mnie już na tyle długo, aby wiedzieć, że mnie się nic z głowy nie wybije jak już sobie coś do niej wbiję.
W dzień po wypadku pod szkołą zauważyłam iż Edward zniknął wieczorem z domu.
- Widziałeś Edwarda? - zapytałam Jaspera.
- Nie - odparł całując mnie po szyi. - Pewnie gdzieś się szwenda.
- No to zaraz zobaczymy gdzie - powiedziałam i przymknęłam oczy. - Jazz proszę przestań mnie rozpraszać - zajrzałam w przyszłość Edwarda. Biegł przez las do... domu Swanów.
On naprawdę myślał, że to przede mną ukryje? Oj koleś ma jutro przechlapane.
- Alice czemu masz w oczach taką żądze mordu? - zapytał Jasper.
- Bo jutro zamierzam zabić Edwarda - powiedziałam z uśmiechem.
- Jak chcesz to ci pomogę, ale to jutro - zamruczał podciągając mój podbródek do góry i całując mnie namiętnie.

*

Rano, gdy zeszłam na dół Edwarda jeszcze nie było. Oj nie wywinie mi się koleś, nie wywinie. 
- Alice? - usłyszałam za sobą głos Jaspera.
- Tak? - odwróciłam się do niego przodem.
- Co ty tak właściwie kombinujesz?
- A nic.
- Kochanie ja zbyt dobrze cię znam - powiedział patrząc mi w oczy.
Westchnęłam.
- Wczoraj miałam wizję - rzekłam. - Isabella Swan będzie z Edwardem. Albo jako wampir albo jako człowiek. Tyle, że Edward nie chce się przyznać, że się w niej zakochał.
- Alice to jest niemożliwe by człowiek był z wampirem - powiedział Jazz, po chwili milczenia.
- A skąd wiesz? - zapytałam.
- Bo to tak jakby niedźwiedź chodził z zającem.
- W miłości niemożliwe staje się możliwe - odparłam. - A po za tym nikt nie mówi, że ona pozostanie człowiekiem.
- I tak nie zamierzasz się poddawać, prawda?
- Nie, nie zamierzam.
- Jak ja z tobą wytrzymuję? - westchnął.
- Ja też cię kocham skarbie - pocałowałam go w policzek.
- Ludzie nie na środku korytarza - jęknął Emmett.
- A ty i Rose to niby lepsi? - zadrwił Jazz.
- Oj cicho bądź - mruknął Emm.
Usłyszeliśmy trzask drzwi.
- Zguba się znalazła - rzekł Jasper.
- No to ja idę dokonać morderstwa - powiedziałam z uśmiechem., po czym zeszłam na dół. - Edward!
- Tak chochliku? - zapytał mój brat.
- Myślałeś, że się przede mną ukryjesz? - spytałam unosząc brew do góry.
- Ja? Przed tobą? - udał głupiego. - Nie, no przecież przed tobą nic się nie ukryje.
- No właśnie - potwierdziłam. - Więc czy mogłabyś mi powiedzieć co robiłeś dziś w nocy w domu Swanów?
- Nie, nie mógłbym ci powiedzieć.
-Ale ja i tak wiem - rzekłam. - Nie możesz żyć bez Belli.
- Alice... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Przestań się migać bo ja i tak znam prawdę.
- Miałeś racje - powiedział nim znów zdążyłam mu przerwać. - Bella nie jest mi obojętna.
- Nie sądziłam, że nadejdzie dzień, w którym Edward Cullen przyzna mi rację - stwierdziłam.
- No widzisz. Cuda się zdarzają - uśmiechnął się, ale chwilę potem posmutniał. - Tyle, że to co ja mam zamiar zrobić to nie cud, ale szaleństwo.
- Chcesz ją zmienić czy pozostawić człowiekiem? - spytałam.
- Pozostawić człowiekiem - szepnął. - Nie mogę odebrać jej życia. Jeśli nie będzie chciała ze mną być chcę, żeby miała możliwość powrotu do normalnego życia.
- Edward, czemu od razu zakładasz czarny scenariusz?
- Czarny scenariusz byłby wtedy gdybym ją zabił.
- Uwierz mi. Miłość jest silniejsza niż pragnienie - szepnęłam.
- A jeśli ją skrzywdzę?
- Nie skrzywdzisz. Jestem tego pewna - ścisnęłam jego ramię. Uśmiechnął się do mnie życzliwie. Dopilnuję tego by oni byli szczęśliwi. Choćby nie wiem co.

*

Od wypadku minął miesiąc, a Edward wciąż nie wyznał Belli co do niej czuje. Ludzie no ileż można?! Nie był nieśmiały. Wręcz przeciwnie, więc dlaczego nie chciał wyznać uczuć? Pytałam go już o to kilkakrotnie, ale on cały czas odpowiadał, że nie wie czy to dobry pomysł. O perypetiach Belli i Edwarda wiedziałam tylko ja. Obiecałam mu, że nikomu nie powiem dopóki on sam nie podejmie takiej decyzji.
Jednak nie samym życiem Edwarda żyłam. Zbliżał się bal u nas w szkole. Jasper zaproponował mi abyśmy tego dnia wybrali się gdzieś razem. Wiedziałam, że nie ma ochoty iść na szkolny bal. Jemu z nas wszystkich było najtrudniej. On najdłużej żywił się ludzką krwią. Chciałam jakoś ułatwić mu życie, więc zgodziłam się na wyjście sam na sam. Po za tym ostatnio mieliśmy dla siebie bardzo mało czasu. 
- Ja prowadzę! - zawołałam kiedy jechaliśmy w poniedziałek do szkoły.
- A po moim trupie! - zawołał Edward.
- Mogę ci to załatwić - zaśmiał się Emmett.
- Czy wy chociaż raz moglibyście wyjść z domu bez kłótni? - zapytała Esme.
- Nie - odparliśmy wszyscy na raz.
- Cóż za zgodność - zaśmiała się brunetka.
- Dobra, dość tego - powiedziałam. - Chodźcie.
- Boże Jazz, jak ty z nią wytrzymujesz? - jęknął Emm.
- Ja sam nie wiem - odparł mój ukochany.
- Ej! - zawołałam.
- Nie gniewaj się kochanie - pocałował mnie lekko w policzek.
- Słuchacie wy naprawdę powinniście się zbierać - rzekła Esme.
- Dobra już dobra - zgodziliśmy się.
Wsiedliśmy do samochodu. Droga do szkoły minęła nam w miarę spokojnie. Pod szkołą rozeszliśmy się do swoich klas. Edward jak zwykle zaczął się rozglądać.
- Pewnie jest już w klasie - szepnęłam.
Nie musiałam nawet schylać się do jego ucha. I tak słyszeliśmy się doskonale.
- Alice, czy ty naprawdę za każdym razem musisz mówić to samo?
- Owszem muszę.
- Lubisz mnie drażnić co nie?
- Bardzo - odparłam z uśmiechem.
- Ja kiedyś z tobą oszaleję.
- Ty już oszalałeś.
- I kto to mówi?
- Ja. Alice Cullen.
- Ty. Alice Cullen. Narwany chochlik.
- Dobra nie gadaj tyle tylko chodź na lekcje.
Siedziałam w klasie nie słuchając uważnie, robiąc tylko notatki i nie myśląc za wiele o tym co piszę. I tak wszystko to już wiem.Grunt to chodzić całe życie do szkoły średniej.
"Obserwowałam" Isebellę. Mike Newton zaprosił ją na bal, ale ona wykręciła się, że tego dnia jedzie do Seatle. Potem swoje zaproszenie ponowił Eric Yorkie, ale też dostał kosza.
- Edward? - "odezwałam się" w myślach.
- Tak?
- A może zabrałbyś Bellę na bal?
- Porąbało cię? - zapytał.
- Nie, a co?
- Chcesz żebym zabrał Bellę na bal.
- I to daje cie powód do tego by sądzić, że oszalałam?
- Owszem. Nie pójdę z nią na bal.
- Czemu?
- Alice ja nadal nie wiem co ja mam z tym zrobić?
- Wziąć się przede wszystkim w garść, bp tą dziewczynę w końcu ktoś ci sprzątnie sprzed nosa.
- Może dla odmiany zaczniesz słychać na lekcji?
- Nie, nie zacznę.
Do końca lekcji zastanawiałam się jak przekonać Edwarda do tego by wziął się w garść i zaprosił Bellę na bal lub gdzieś indziej. Niestety mój brat jest okrutnie uparty. Po lekcjach siedzieliśmy już w samochodzie, a ja nadal myślałam (Edward prowadził). Nagle samochód zatrzymał się blokując podjazd.
 - Co ty wyrabiasz? - syknęła Rosalie.
- Mały postój - Edwrad uśmiechnął się, a ja zobaczyłam dlaczego.
Taylor Crowley stał przed autem Belli i próbował zaprosić ją na bal. Swan odmówiła mu.
"Ktoś tu jest zazdrosny..." zaśmiałam się w myślach. Edward zgromił mnie wzrokiem, ale na jego twarzy dostrzegłam ledwie zauważalny uśmiech.

*************************

Kochani nawet nie wiecie jak dobrze jest tu wrócić po tak długiej nieobecności. Mam nadzieję, że rozdział będzie Wam się podobał. Tak jak pisałam wcześniej w ogłoszeniu, prowadzę teraz drugiego bloga, dlatego rozdziały będą wstawiane co mniej więcej dwa tygodnie. Ten chciałam dodać szybciej no bo chciałam już oficjalnie wrócić. Polecam też blogi, które możecie znaleźć na stronie głównej. Tak więc pozdrawiam i do napisania! ~Dorcas