- Nikt nie musi się mną zajmować - warknęłam.
- Co się stało? - zapytał Jazz próbując stłumić śmiech.
- Cały dzień kręci się jak szalona, nie słucha co się do niej mówi i dosłownie co pięć minut patrzy na zegarek - wyjaśnił Edward.
Reszta zaśmiała się.
- Ha, ha, ha bardzo zabawne - fuknęłam. - Chodźcie już bo chcę w końcu z nią porozmawiać.
- Dobrze skarbie. Przepraszam. Wiem, że to dla ciebie bardzo ważne - szepnął mi w ucho mój ukochany obejmując mnie w talii. Weszliśmy wszyscy do środka. Sharon od razu podniosła głowę.
- O jesteście już - powiedziała. Widać było, że i ona jest poddenerwowana. Położyliśmy jej na biurku arkusze z podpisami nauczycieli.
- Doskonale - rzekła. - Więc teraz jedźcie do domu. Pojadę za wami. Wtedy porozmawiamy - ostanie słowa skierowała do mnie.
Skinęłam głową.
- Chodź - Jasper pociągnął mnie w stronę drzwi. W drodze do samochodu musiał mnie trzymać żebym utrzymywała ludzkie tempo. W końcu cała nasza piątka odprowadzona wzrokiem ciekawskich uczniów zasiadła w mercedesie.
- Alice błagam cię uspokój się - jęknął Edward.
- Nikt nie każe ci siedzieć w mojej głowie - odparłam.
- Przykro mi, ale twoje myśli są zbyt głośne żeby ich nie słuchać - odpowiedział.
- Chcesz prowadzić? - zapytał mnie Jazz. - Rano ci nie daliśmy.
Przypomniałam sobie, że rzeczywiście tak było. Wydawało mi się jednak jak by to było tak dawno temu. Cały dzisiejszy dzień zdawał się trwać w nieskończoność. A może to przez te rewelacje?
- Żartujesz sobie? - obruszył się Emmett. - W takim stanie to prędzej rozbiła by samochód za co Carlisle by nas udusił.
Miałam ochotę jednak wsiąść za kółko, żeby mu pokazać, że jest inaczej, ale wiedziałam, że ma racje. Byłam zbyt roztrzęsiona by prowadzić auto.
- Dzisiaj sobie daruję - powiedziałam do Jaspera i wsiadłam na tylne siedzenie. Zadowolony Emmett zajął miejsce kierowcy, a Rosalie przednie miejsce pasażera. Jazz usiadł obok mnie. Edward z westchnieniem wsiadł do tyłu i umiejscowił się po lewej stroni mojego ukochanego, który objął mnie ramieniem.
Cullenowie spokojnie sobie rozmawiali. Ja jednak ich nie słuchałam. Wtuliłam się w Jaspera i nasłuchiwałam. W końcu dotarł do mnie odgłos innego samochodu jadącego tuż za nami. Poczułam znajomy już zapach.
Inni też to zarejestrowali bo umilkli. Jechaliśmy teraz w zupełnej ciszy.
Sekundy wlokły się niemiłosiernie. Byłam jednak spokojna. Zorientowałam się, że to pewnie szachrajstwa Jazza, ale nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Po kilku minutach, które wydawały mi się godzinami dojechaliśmy do domu. Emmett zaparkował auto przed wejściem i wysiedliśmy. Sharon zrobiła to samo.
Nim ktokolwiek zdążył się odezwać w drzwiach pojawili się Esme i Carlisle, który miał dziś nocną zmianę.
- Kochani co się tu dzieje? - zapytał cicho doktor.
- To jest Sharon Wolf - powiedziałam. - Była siostrą Johna Wolfa. Tego, który mnie stworzył. Zna szczegóły z mojego życia o jakich nie miałam pojęcia. Chciałam z nią porozmawiać, ale nie mogłam w szkole, więc musieliśmy ją tu przyprowadzić.
- Spokojnie - odezwała się Sharon i uśmiechając się uroczo. - Jestem nieszkodliwa.
- Mamy taką nadzieję - rzekł Carlisle.
- Zapraszamy do środka - dodała Esme.
Weszliśmy do domu. Wolf nie chętnie weszła przodem. Miała może nadzieję, że nie pozwolę zrobic jej krzywdy.
Miała rację. Zamierzałam wyciągnąć z niej co się da, ale i potem nie zamierzałam pozwolić na zabicie jej chyba, że byłoby to konieczne. Ta kobieta mogła być moją jedyną łącznością z dawnym życiem, którego nawet nie pamiętam.
Usiedliśmy w salonie. Usadowiłam się tak by siedzieć na przeciwko Sharon. Jasper siedział obok mnie.
- Więc dobrze panno Wolf - odezwałam się. - Proszę mi opowiedzieć wszystko po kolei.
- Ale proszę mów mi po imieniu - poprosiła.
- Niech będzie. Sharon opowiedz mi wszytko po kolei. Całą historię.
Sharon westchnęła.
- Ja i John zostaliśmy stworzeni przez pewną wampirzycę. Julie Morgan. Tak miała na imię. A właściwie ma. Żyliśmy jak rodzina. Julie była dla nas jak matka. W 1915 roku przenieśliśmy się do Biloxi. John podjął pracę w ośrodku psychiatrycznym, a ja i Julie opiekowałyśmy się dziećmi i starszymi ludźmi. Wiem co sobie myślicie - zaśmiała się. - Wampirza rodzina, a tacy opiekuńcza.
- Dla nas to normalne - wtrącił Carlisle.
- Kontynuuj - poprosiłam niecierpliwie.
- No tak. Więc mieszkaliśmy w tym Biloxi. John stawał się coraz bardziej... hm...dziwny. Tak to chyba najlepsze określenie. Po jakimś czasie powiedział, że w ośrodku jest ludzka dziewczyna, którą darzy miłością. To byłaś ty. Jako człowiek miewałaś wizje przyszłości i dlatego rodzice zamknęli cię w przytułku dla obłąkanych. Mój brat próbował wyzbyć się tego uczucia. Nie wiedział co robić. Chciał cię zmienić, ale powstrzymywałyśmy go. Wiedziałyśmy, że wtedy będzie czekała nas przeprowadzka. Ale sześć lat po naszej przeprowadzce w okolicy zjawił się inny wampir. Tropiciel. James. Kręcił się przy szpitalu. Kiedy wszedł i zapytał o ciebie John już wiedział, że jesteś jego celem. wkroczył do akcji. Starał się brać nocne zmiany tak by móc cię chronić w porze łowów. Nocą James miał bowiem najlepsze warunki do działania. W dzień kręcił się w pobliżu, ale nie mógł si ujawnić. John praktycznie nie bywał już w domu. Chronił cię, lecz wiedział, że tak nie można w nieskończoność. Wtedy wyraziłyśmy zgodę na twoją przemianę. Ustaliliśmy, że ja i Julie wyjedziemy wcześniej, a John dołączy do nas razem z tobą. Miał porwać cię z ośrodka. Wyjechałyśmy z Biloxi. Ukrywałyśmy się. Zmierzałyśmy do ustalonego miejsca, do Buenos Aires. To daleko, ale o to chodziło. By być jak najdalej Biloxi. John miał dać nam parę dni na odpowiednie oddalenie się od miasta. Nie wiem co się wydarzyło. Dalej. Dotarłyśmy do Argentyny i zadomowiłyśmy się. Ciebie i Johna nie było. Bałyśmy się, że zwróciłaś uwagę i Volturi was zabili, ale po kilku miesiącach zjawił się James. Powiedział, że zabił Johna, a że ty jesteś już pewnie nieśmiertelna jeśli wciąż żyjesz. Opowiedział, że John próbował go zmylić i wykraść cię. Jednak nie udało mu się to - głos Sharon załamał się, ale natychmiast odzyskała nad sobą panowanie. - Zostawił nas w spokoju. James. Nie zabił nas. Nie wiem dlaczego tak postąpił. Może wiedział, że mamy doskonały powód, by zabić jego i że jesteśmy w większości? W każdym razie odszedł. Byłyśmy w żałobie. Chciałam cię szukać. Wiedziałam ile znaczyłaś dla Johna, więc nie chciałam, żeby jego śmierć poszła na marne. Julie się jednak na to nie zgodziła. Powiedziała, że ty jesteś już pewnie martwa. W końcu jaki nowo narodzony przeżył by bez nadzoru nie narażając nie na Volturich. Pogodziłyśmy się, z tym że nie żyjecie. Nie miałyśmy pojęcia o niczym. Dopiero dzisiaj kiedy się tu zjawiłaś... - popatrzyłam na Jazza, a potem na innych wszyscy wydawali się być pod takim samym wrażeniem tej opowieści jak ja.
- Julie jest tutaj z tobą? - zapytałam szeptem.
- Tak, ale ona nie wie więcej niż ja - odpowiedziała Sharon.
Pokiwałam głową.
- Ja opowiedziałam ci wszystko co wiem. Teraz ty powiedz co się z tobą działo Mary... to znaczy Alice - powiedziała Wolf.
Opowiedziałam jej wszytko od początku. Przerwała mi tylko dwa razy. Jak powiedziałam o polowaniu na zwierzęta.
- To by wyjaśniło ten dziwny odcień oczu. Nie wyglądają jak kontakty.
- Bo nimi nie są - wtrącił Carlisle. - Nasza dieta sprawia, że oczy są złote, nie czerwone.
Sharon pokiwała głową i kazała mi kontynuować. Następny raz mi przerwała kiedy powiedziałam o swoim darze.
- John to podejrzewał. Skoro już jako człowiek miałaś nadludzkie umiejętności to co dopiero jako wampir!
Opowiedziałam jej wszystko dalej. Zrobiła odrobinę smutną minę kiedy opowiadałam o Jasperze, więc przerwałam.
- Nie przejmuj się kochana. Miałaś prawo być szczęśliwa. John chciałby żebyś była szczęśliwa - szepnęła, a głos jej się załamał.Poklepałam ją nieśmiało po ramieniu.
- Posłuchaj... - zaczęła niepewnie.
- Tak? - zachęciłam ją.
- Czy... czy mogłabyś pojechać ze mną do mnie do domu? - Jazz spiął mięśnie - Julie pewnie będzie chciała cię poznać.
- Nigdzie jej samej nie puszczę - warknął Jasper.
- W takim razie jedź z nami - powiedziała Sharon.
- Pojadę - odparłam.
- W takim razie jadę z tobą - mój ukochany miał zaciętą minę.
- Nie ma pan nic przeciwko panie Cullen - Sharon zwróciła się do Carlisle'a.
- Oczywiście, że nie - odrzekł doktor.
***********************
Kochani to w końcu TEN rozdział. Jak widzicie wszystko się wyjaśnia. Zostaje jeszcze wątek Julie, ale to dopiero niedługo. Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. Dłuższy niż ostatnio. Pozdrawiam. ~Tini
Tini super rozdział. Mi i twojej nowej czytelniczce bardzo się podobało.Czekamy z utęsknieniem na rozwinięcie wątka Julie.
OdpowiedzUsuńWspaniała robota Tini! <3
Super. Nareszcie wstawiłaś. Myślałam że sie nie doczekam. W końcu wszystko sie wyjaśniło. ;) ~An
OdpowiedzUsuńSuper! Nareszcie prawda! Czekam na ciąg dalszy. Weny ~Viola
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńWOW... Nie bardzo wiem co mam napisać. Jestem pod wrażeniem tego jak ta historia się rozwinęła. Weny życzę ~Bella
OdpowiedzUsuńNiesamowite jak ty to wszystko rozwinęłaś. Nie spodziewałam się, takiego obrotu spraw. Ale bardzo mi się podobało i w pozytywnym sensie mnie zaskoczyłaś. Weny ~Dorcas
OdpowiedzUsuńHmmm... Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Nie spodziewany obrót akcji. Myślałam, że tylko Sharon będzie nową postacią a tu okazuje się że jest ktoś jeszcze. Życzę ci mnóstwa weny ~Dorcas Black
OdpowiedzUsuń