piątek, 5 września 2014

Rozdział 54 : Poszukiwania

Rano atmosfera była podobna do tej kiedy wyjeżdżaliśmy z Filadelfii do domu denalczyków. Wszyscy się pakowali, sprawdzali czy wszystko mają. Różnica była tylko taka, że musieliśmy pożegnać się z naszymi przyjaciółmi z Alaski. Kiedy wszystkie walizki były już zaparkowane do poszczególnych samochodów zaczęliśmy się żegnać.
Podeszłam do Carmen.
- Do cóż... Hasta luego* Alice - powiedziała i uściskała mnie serdecznie.
- Do zobaczenia. I dziękuję za wszystko. Za wszystkie twoje rady - rzekłam.
- Och daj spokój - zaśmiała się.
Następnie pożegnałam się z Eleazarem, Iriną i Tanyą. Wtedy podeszła do mnie Kate.
- Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - powiedziałam.
Ona uśmiechnęła się smutno.
- Jesteś dla mnie taka miła, choć ja na początku nie zachowywałam się co do ciebie w porządku - szepnęła.
- Ale pomyśl o tym z innej strony. Gdyby nie to nieporozumienie być może Jasper do tej pory jeszcze by mi się nie świadczył - zaproponowałam.
Zaśmiała się z wdzięcznością.
- Jeszcze raz cię przepraszam. Nawet nie wiesz jak mi przy... - zaczęła, ale przerwałam.
- Nie masz za co przepraszać. I nie rozmawiajmy już o tym - Kate uściskała mnie.
Cullenowie też już się ze wszystkimi pożegnali więc wszyscy wsiedliśmy do swoich samochodów. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na denalczyków i na ich dom po czym odjechałam.
Porsche prowadziło się wręcz idealnie. Lepiej niż samochód tych ludzi, których zabiłam w Alabamie. Chociaż mogło to być spowodowane tym, że teraz jestem w stu procentach rozluźniona. Nie znałam drogi do Ottawy ale wystarczyło jechać za Cullenami. Usłyszałam śmiechy. Spojrzałam w lusterko i zobaczyłam, że za mną jedzie swoim jeepem Jasper wraz z Emmettem i Edwardem. Nie miałam pojęcia z czego się śmieją i nie zamierzałam tego sprawdzać. Nie musiałam się skupiać na drodze więc pozwoliłam swoim myślom błądzić swobodnie. Zastanawiałam się jak to będzie po przeprowadzce. Mieliśmy pójść do szkoły.
Czy dam sobie radę?
Czy nie zapomniałam jak to jest żyć w śród ludzi?
Przecież minęło dość sporo czasu odkąd odeszłam z pracy i wyjechałam a z Alabamy. Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo zmieniło się moje życie od tamtego czasu.
Byłam szczęśliwą mężatką, miałam przyjaciół i rodzinę. Sprawy związane z moją tak bardzo tajemniczą przeszłością przestały być ważne. Liczyła się przyszłość.
Moja przyszłość z Jasperem i z Cullenami. Mieliśmy w końcu przed sobą wieczność.
Rozmyślałam jak to będzie. Wiedziałam, że od czasu do czasu trzeba będzie się przeprowadzać żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. To nie było jednak problemem. Podróżowanie przy mojej rodzinie było przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem.

*
Podróż zajęła nam cały dzień. odbyłoby się to szybciej, ale kiedy znaleźliśmy się wśród innych samochodów na bardziej zatłoczonych autostradach woleliśmy nie zwracać na siebie uwagi nadmierną prędkością. Nie ukrywam takie ślimacze tępo było odrobinę nużące.  Wkrótce jednak zobaczyłam, że mercedes Carlisle'a i Esme zjeżdża na jakiś parking, a Rosalie razem z nimi więc i ja skręciłam w tamtym kierunku. Za mną pojechali chłopcy. Zaparkowałam i wysiadłam z samochodu. 
- Czas rozdzielić zadania - poinformował nas Carlisle kiedy wszyscy już staliśmy na parkingu. 
- Zadania? - zdziwił się Emmett. Edward wzniósł oczy ku niebu. 
- No tak można ot tak po prostu wjechać sobie do Ottawy i oczekiwać, że pojawią się drogowskazy do uroczego domku dla nas - zadrwił. 
Carlisle puścił tę uwagę mimo uszu. 
 - Zaczekajcie - odezwała się Rose - po drodze wpadłam na pewien pomysł. No bo przecież Alice znalazła mieszkanie dzięki swojej wizji, więc może i teraz to pomoże. Nie musielibyśmy jeździć bez sensu po okolicy i szukać czegoś. - Zaproponowała, a Carlisle się zamyślił.
- Dałabyś radę? - zwrócił się do mnie. 
- Oczywiście - odpowiedziałam. 
Zamknęłam oczy i skupiłam się.
Próbowałam odnaleźć jakiś dom, w którym nikt nie mieszka i który byłby dość daleko od zatłoczonego centrum.
Nie wiem jak długo mi to zajęło, ale w końcu coś znalazłam.
Mały kamienny domek. Szaro biały. Wyglądał tak jakby dobudowano do niego jeszcze jedno pomieszczenie. Wokoło był śliczny ogród. Ale co najważniejsze był na obrzeżach Ottawy tak jak mój poprzedni dom w Alabamie.
- Mam! - wykrzyknęłam.
- Gdzie? Ładny? Daleko stąd? Jaki?
- Może daj jej coś powiedzieć - zaproponował Jasper patrząc wściekle na Emmetta. Ten tylk się naburmuszył.
- Dom jest przepiękny. Niedaleko stąd. Idealny. Na obrzeżach miasta, więc nie będzie problemu z nieproszonymi gośćmi... To znaczy takimi, którzy są ludźmi - zaznaczyłam żeby potem nie było na mnie jak odwiedzi nas jakiś wampir, którego wcale nie zapraszaliśmy. 
- Genialnie - skwitowała Rosalie. 
- Alice pojedź przodem i poprowadź - powiedział Carlisle. 
Skinęłam głową, wsiadłam do samochodu i ruszyłam przodem. 

********************

Wstawiłam trochę wcześniej niż zamierzałam. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać. Czytajcie i komentujcie. Zajrzyjcie do "Obrazów".
* hasta luego (czyt. asta lułego) - do widzenia.
Pozdrawiam. ~Tini


6 komentarzy:

  1. Wow pierwsza :). Notka super. I to niby jest ,, wcześniej niż zamierzałaś"? Myślałam że sie nie doczekam. ~An

    OdpowiedzUsuń
  2. Noka super. Podobał mi się tekst Edwarda. Ten o drogowskazach. Weny. ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Pisz częściej. Weny ~Viola

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny. Podobała mi się opiekuńczość Jaspera. ~Bells

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Trochę humoru i trochę wzruszenia. Super. Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział! Super teksty Edwarda. Pisz dalej. Weny ~Dori

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania :)