Stali "porozrzucani" po powierzchni łąki. Rosalie stała z Emmettem. Carlisle z Esme. Denalczycy, których nie sposób było zatrzymać w domu stali razem. Eleazar z Carmen. Tanya, Kate i Irina starały się trzymać razem. Uświadomiłam sobie nagle, że przecież straciły matkę właśnie z rąk Volturich. Kajusz chciał ich wtedy zabić za samo to, że były spokrewnione z winowajczynią.
Czy jeśli Volturi będą chcieli ukarać mnie lub Jaspera cała reszta zginie za to, że nas znali? Że nas nie wydali?
Zdałam sobie sprawę, że przez nas będą tak samo zagrożeni jak my sami. Przez głowę przemknęła mi nagle i myśl, że to dobry powód, aby w razie czego sprowokować Volturi do zabicia mnie. Szybko się jednak opanowałam bo przecież Edward mógł podsłuchać moje myśli.
Popatrzyłam na niego. Stał na samym przedzie. Minę miał skupioną. Miał prawdopodobnie wyłapać myśli przybyszów.
Jasper spojrzał na mnie.
Zrozumiałam, że musimy dołączyć do pozostałych. Stanęliśmy niedaleko Emmetta i Rosalie. Starałam się nie patrzeć im w oczy. To przecież przeze mnie są teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Gdybym nie przyprowadziła tu Jaspera...
Gdybyśmy zamieszkali gdzie indziej....
Oni byli by bezpieczni.
Wiedziałam to i starałam się stłumić wyrzuty sumienia. Nie mogłam jednak odgonić od siebie tej myśli.
Boże co ja narobiłam...
Żeby nie zacząć histerycznie krzyczeć popatrzyłam na Jazza. Okazało się, że i on patrzy na mnie. Zatopiłam się w jego złotych oczach.
Nie byłam pewna jak długo tak staliśmy wpatrując się w siebie. Zauważyłam jednak, że słońce zaczęło zachodzić.
Całą noc spędziliśmy czuwając.
Im bliżej było ranka tym bardziej każdy był bardziej poddenerwowany.
Słońce zaczęło się wynurzać zza chmer kiedy Edward powiedział :
- Idą - choć powiedział to szeptem poczułam się jakby to wykrzyczał. Zaczęłam spazmatycznie oddychać. Jazz przytulił mnie do siebie żeby pomóc mi się uspokoić.
Po paru minutach zobaczyłam to co zaledwie tydzień było tylą moją wizją.
Szli ku nam. Odziani w czarne peleryny. Poruszali się w idealnym wręcz szyku. Nie było ich wielu. Trzy postacie o najciemniejszych pelerynach szły z samego przodu. Wokół nich szło jeszcze sześć wampirów. Oni mieli peleryny odrobinę jaśniejsze.
Zrozumiałam, że ci z przodu to Aro, Kajusz i Marek - słynni przywódcy.
A ta szóstka przy nich... tak to musiała być straż.
- Jane, Alec, Demetri, Feliks, Renata i Heidi - powiedział Edward. Po tych słowach zamurowało mnie.
Jane i Alec... Piekielne bliźnięta o okropnych taletnach.
Inni chyba się tego spodziewali. No tak. Wiedzieli o nich więcej niż ja.
Volturi byli już jakieś pięćdziesiąt metrów od nas kiedy się zatrzymali. Zdjęli kaptury i popatrzyli po wszystkich zebranych.
******************
Podobnie jak przy ślubie Alice i Jaspera postanowiłam Was odrobinę przetrzymać. Ale nie martwcie się. Tym razem nie będzie tak długiej przerwy w notkach (możecie to sprawdzić w krótkich ogłoszeniach). Czytajcie i komentujcie. Możecie zajrzeć też do "Obrazów bo jest jeden nowy". ~Tini
Oczekiwanie zawsze podbudza atmosferę, więc choć zżera mnie ciekawość cieszę się, że przedłużasz. Rozdział genialny. Weny ~Dor
OdpowiedzUsuńSuper! To napięcie przypomina to oczekiwanie na przybycie Volturich w "Przed świtem" i podobnie jak tam odniosło sukces. Super. Pisz dalej ~Viola
OdpowiedzUsuńSuper. Ciekawe co się stanie:D~An
OdpowiedzUsuńGenialny! ~Dorcas
OdpowiedzUsuńNiezły tytuł. Tyczy się nie tylko opowiadania, ale też oczekiwania na nowy rozdział. ~Bells
OdpowiedzUsuńGenialny!
OdpowiedzUsuń