- O Boże... O Boże... - wykrztusiłam - Cullenowie... my...oni
- Alice! O czym ty mówisz!? - Jazz zaczynał już chyba tracić cierpliwość.
- Dlaczego...? Po co...? Ale... - nie byłam w stanie poskładać zdania. Byłam w zbyt wielkim szoku.
- Co zobaczyłaś?! Alice! - Jasper krzyknął tak głośno, że z okolicznych drzew pouciekały ptaki. Jakaś część mojej świadomości zdziwiła się w jaki sposób odbierałam jakiekolwiek bodźce. Chłopak potrząsnął mną delikatnie.
- O co chodzi? Co z Cullenami? Co z nami? - tym razem zapytał już o wiele ciszej i spokojniej.
- Volturi - powiedziałam w końcu ledwie słyszalnym głosem.
Jasper zamarł.
- O co chodzi z Volturimi? - widać było jak na dłoni, że sili się na spokój, ale nie bardzo mu to wyszło.
- Dowiedzieli się, że Cullenowie mają dwóch nowych członków w rodzinie i chcą się zjawić na Alasce aby ich... to znaczy nas poznać. A przybędą tam za jakiś tydzień. - wyjaśniłam. Normalnie w takich sytuacjach wyrzucałam z siebie słowa w zawrotnym tempie, ale teraz mówiłam bardzo powoli ostrożnie ważąc słowa.
- Tylko tyle? - zapytał Jazz.
- Tak. Aż tyle. - Nastało długie milczenie. Wpatrywaliśmy się w siebie przez cały czas.
- Musimy wracać na Alaskę - powiedział Jasper.
- Musimy ostrzec Cullenów - dodałam.
- Pakujemy się - zakomenderował.
- Jazz? - zaczęłam niepewnie.
- Tak?
- Mówiłeś kiedyś, że armia, w której byłeś jest nielegalna. I że każdego kto stworzył armię lub był w niej karano. A karali właśnie Volturi. Myślisz, że... - nie dokończyłam. Nie byłam w stanie.
- Nie wiem Alice. Naprawdę nie wiem - szepnął.
Nie wytrzymałam.
Rzuciłam mu się na szyję.
- Och Jazz - chciało mi się płakać, ale nie mogłam. Moje oczy stały się okropnie suche. Zaczęłam gwałtownie mrugać.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze - powiedział takim tonem jakby chciał przekonać też samego siebie.
- Nie zniosłabym gdyby coś ci się stało - wyszeptałam.
- Nie martw się - pocieszył mnie - Nie miałem wyjścia musiałem dołączyć do tej armii. Ale przestrzegałem reguł choć trochę no i po za tym odszedłem od Marii. Nikt inny tego nie zrobił.
- Dlaczego my? Dlaczego nie mogą odwiedzić kogoś innego? - zachowywałam się jak małe dziecko zadając sobie takie pytania, ale w tej chwili nie potrafiłam zrobić niczego innego.
- Alice musimy się pospieszyć.Podróż zajmie nam sporo czasu, a trzeba jeszcze ustalić z Cullenami jakąś strategię.
- Dobrze. - powiedziałam puszczając Jaspera. - Chodźmy. - Wpadliśmy do domu. Wykąpaliśmy się i przebraliśmy w czyste i suche ubrania. Potem zaczęliśmy się biegiem pakować. Wrzucaliśmy do toreb wszystko jak popadnie nie zwracając uwagi na to co jest czyje, a jednak jakimś cudem okazało się, że w walizkach panuje idealny porządek.
Wyszliśmy na zewnątrz.
Przeraziłam się kiedy pomyślałam, że jeszcze dzisiaj rano wychodziliśmy stąd zastanawiając się jak długo możemy tu jeszcze zostać. Cieszyliśmy się z naszego miesiąca miodowego, rozmawialiśmy o tym jak ta wyspa jest kolorowa, jak jesteśmy tu szczęśliwi, a tu nagle...
- Alice, skarbie musimy już iść - powiedział Jasper. Widział, że jestem w okropnym nastroju. Sam zdążył się już opanować. Poczułam, że nagle i mnie ogarnia spokój. Zrozumiałam, że to efekt manipulacji Jazza, ale nie miałam zamiaru na niego wrzeszczeć. Byłam mu wdzięczna. Sama nie potrafiłabym opanować swoich nerwów.
Wsiedliśmy na łódź i popłynęliśmy w stronę Rio de Janeiro. Przypomniałam sobie jak kiedy płynęliśmy na wyspę (choć jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, że płyniemy na wyspę). Czułam się wówczas podekscytowana. Niepewna. Teraz czułam przerażenie.
Nim się obejrzałam już staliśmy na stałym lądzie. Nie byłam pewna czy to przez to, że kompletnie się zamyśliłam czy dlatego, że Jasper bardzo się spieszył.
Prawdopodobnie i to i to.
- Chodź może uda nam się złapać jakiś samolot - Jazz pociągnął mnie za rękę. Wsiedliśmy w pierwszy lepszy samochód, który znaleźliśmy przy porcie i z zawrotną prędkością pojechaliśmy na lotnisko. Udało nam się złapać samolot. Na kolejnym lotnisku też nam się poszczęściło. Lecieliśmy prosto na lotnisko na Alasce. Tam znów rąbnęliśmy samochód i popędziliśmy do domu.
- Jazz szybciej! - popędziłam go. Byłam coraz bardziej przerażona. Do przybycia Volturich pozostało sześć dni.
- Alice jadę najszybciej jak się da. Zobacz już prawie jesteśmy - rzeczywiście. Byliśmy już niedaleko. Tak samo było w samolocie. Gdyby nie to, że Jasper opanowywał moje zdenerwowanie to chyba zaczęłabym krzyczeć na pilota żeby przyspieszył. Teraz jednak Jazz zaczął chyba panikować tak samo jak ja. W końcu podjechaliśmy pod dom. Cullenowie i Denalczycy wyszli, aby nas powitać i zapewne zapytać dlaczego wróciliśmy tydzień wcześniej. Jaspe zatrzymał samochód.
Spojrzał na mnie.
Wiedziałam o czym myśli. O tym co ja.
Nasza rodzina i przyjaciele stali tam szczęśliwi, a my mieliśmy zaraz to zrujnować. Mieliśmy im powiedzieć, że za sześć dni przybędą Volturi.
I to z naszego powodu. Będą narażeni z naszego powodu.
I wtedy na coś wpadłam.
Odejdziemy od nich. Volturi zaczną nas śledzić i zostawią Cullenów w spokoju.
- Nie ma mowy - usłyszałam przez szyby głos Edwarda.
No tak!
Przez ostatnie trzy tygodnie wypadło mi z głowy, że teraz moje myśli będą podsłuchiwane.
Reszta rodziny spojrzała na niego pytająco.
Ja popatrzyłam na Jazza.
- Co pomyślałaś? - zapytał.
- Że odejdziemy, aby zostawili ich w spokoju - odpowiedziałam.
- To nic nie pomoże oni i tak przyjdą tu - zobaczył, że chcę zaprotestować - Chodź. Trzeba im powiedzieć. - Pokiwałam głową. Wysiedliśmy z samochodu.
*********************
No dobra kochani. Specjalnie zostawiłam Was w niepewności, żeby wzbudzić Wasze zainteresowanie. Wiem, że ostatnio zakończenia rozdziałów są dość tajemnicze, ale robię to celowo. Tak jest ciekawiej. Czytajcie i komentujcie. ~Tini
Genialne. Te tajenicze zakończenia rzeczywiście podsycają ciekawość. Czekam na nową notkę i życzę weny ~Dorcas
OdpowiedzUsuńSuper :0. Tak myślałam, że chodzi o Volturi.
OdpowiedzUsuńGenialny. Ciekawa jestem jak zareagują Cullenowie. Weny ~Bell
OdpowiedzUsuńWOW! Szybki i nieprzyjemny powrót do rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńVolturi.
No kochana to na serio gorący temat!
~Dorcas
Super! ~Viola
OdpowiedzUsuńSuper notka;)~An
OdpowiedzUsuń