- Gotowa? - Jasper wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak - odparłam. Mieliśmy wybrać się na spacer do lasu.
- W takim razie idziemy - zawołał wesoło i chwycił mnie za rękę.
Normalnie bieglibyśmy przez puszczę w zawrotnym tempie, ale teraz woleliśmy zachować romantyczną atmosferę.
- Kocham cię - szepnęłam. Czułam, że zbyt głośne mówienie też zepsuje ten nastrój.
- Ja też cię kocham - Jazz chyba zrozumiał bo tak jak ja mówił szeptem.
Biegliśmy i biegliśmy.
Na szyi dyndał mi naszyjnik od mojego męża. Od chwili gdy mi go włożył zaraz przed nocą poślubną zdejmowałam go tylko kiedy szłam pod prysznic. Nie chciałam go zniszczyć.
- Gdzie tak właściwie idziemy? - zapytałam.
- Naszym głównym celem jest okrążenie wyspy, ale po drodze mam nadzieję, że napotkamy różne wodospady. Emmet mówił mi, że są super.
- Em tu był? - zdziwiłam się.
- Tak. On i Rosalie także spędzili tu miesiąc miodowy. Po za tym Cullenowie często odwiedzają tę wyspę. Podczas wakacji, a czasem kiedy, któreś z nich przez jakiś czas żyje osobno. Na przykład Edward. Nie raz odłączał się od rodziny. Mówi, że chciał pobyć trochę sam. Carlisle i Esme też tu czasem sami przyjeżdżają - wyjaśnił Jasper.
- To nie fair, że dowiedziałam się o tej wyspie ostatnia - naburmuszyłam się. Jazz zaśmiał się. Krótko i cicho.
- Cullenowie chcieli nam powiedzieć, ale Esme uznała, że to byłoby fajne na nasz miesiąc miodowy, więc kiedy dowiedziała się, że się pobieramy od razu zaproponowała mi, że użyczy nam tej wyspy.
- To w sumie miło z jej strony - przyznałam.
- Uznała, że to bardzo romantyczne miejsce - rzekł.
- Też tak myślę.
- A propos... o czymś sobie przypomniałem... O czym myślałaś przed domem za nim przyszedłem? Wyglądałaś na lekko rozmarzoną.
- Myślałam o tym jakie to wszystko jest cudowne. Kiedy zobaczyłam ciebie i Cullenów w swojej wizji myślałam, że nie mogę być już szczęśliwsza, a teraz okazuję się, że to jednak możliwe. Czuję, że moja radość rośnie z dnia na dzień jak jakiś balon. Myślałam też o tym, że... - urwałam. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie bardzo chciałam mówić Jasperowi o tym jak bardzo cieszyłam się z tego, że tu z nim jestem.
- O czym? - zapytał zaintrygowany.
- Już nie ważne - odpowiedziałam szybko.
- Daj spokój. To co myślisz zawsze jest dla mnie ważne - powiedział.
- Och. No po prostu uznałam, że cała wyspa jakby odzwierciedla moje szczęście. - Powiedziałam. Nie potrafiłam oprzeć się jego spojrzeniu.
- Tak się składa, że czuję to samo - rzekł zatrzymując się i bez zastanowienia pocałował mnie.
- Jesteś niesamowity - stwierdziłam - i nie przewidywalny.
- Tak myślisz?
- Tak. Tak właśnie myślę.
- Coś ci pokażę - powiedział i obrócił mnie tyłem do siebie. Nie zauważyłam wcześniej gdzie się znajdujemy, więc przeżyłam lekki szok.
Staliśmy bowiem na wielkim pagórku i patrzyliśmy na wodospad.
- Skaczemy? - zapytał Jazz.
- Skąd? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Stąd - wzruszył ramionami i wskazał na wodospad.
- Oszalałeś czy jak?! - przeraziłam się. - Skakać stąd?!
- Przecież nie zrobimy sobie krzywdy.
- Ale to jest tak wysoko! - jęknęłam.
- Boisz się? - zadrwił.
- Boję się i nie zamierzam skakać - powiedziałam i wyplątałam się z jego objęć i splotłam ręce na piersi.
- Mogę cię wziąć na ręce - zaproponował.
- Nie ma mowy - upierałam się.
- To się zobaczy - zaśmiał się i nim zdążyłam zaprotestować Ba! Za nim zdążyłam cokolwiek zrobić wziął mnie na ręce i skoczył prosto w wodę. Wpadliśmy do niej z wielkim pluskiem. Kiedy tylko zanurkowaliśmy Jazz przesunął mnie tak jakbyśmy po prostu się przytulali.
- I co było aż tak źle? - zapytał kiedy się wynurzyliśmy.
- Ty... ty... no... wariat - wybełkotałam.
- Tylko na twoim punkcie - zaśmiał się. Zorientowałam się, że dyszę choć przecież tlen nie był mi potrzebny tak jak normalnemu człowiekowi. Spróbowałam się uspokoić. Jasper czekał cierpliwie. Po paru minutach zaczęłam na powrót normalnie oddychać.
- Jesteś kompletnie nie normalny - skwitowałam.
- Oj przestań, chyba nie było tak źle co? - zapytał.
Zastanowiłam się.
W sumie kiedy minął już szok było całkiem fajnie.
- No w sumie było całkiem... całkiem w porządku - powiedziałam.
- Widzisz? Tak samo było kiedyś z pływaniem. Też nie chciałaś, a jak cię namówiłem...
- raczej zmusiłeś - wpadłam mu w słowo.
- .... to uznałaś to za całkiem fajne - dokończył ignorując mój komentarz.
- Dobra dobra niech ci będzie - zgodziłam się.
- To co? Skaczemy jeszcze raz? - zapytał uśmiechając się łobuzersko.
- Niech będzie - nie wypuszczając mnie z ramion skoczył z powrotem na górę.
- Pozwól, że tym razem skoczę na własnych nogach - poprosiłam.
- Dobrze - postawił mnie na ziemię, ale od razu chwycił mnie za rękę. Skakaliśmy jeszcze kilkanaście razy. Poem dokończyliśmy wycieczkę po lesie. Kiedy wróciliśmy do domu był już wieczór. Słońce powoli już zachodziło.
**********************
No dobrze kochani jest kolejny. Trochę później niż zamierzałam, ale jest. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać. Pozdrawiam ~Tini
No proszę wiedzę, że nie próżnujesz. Super. Rozdział bardzo mi się podobał. Weny życzę ~Dorcas
OdpowiedzUsuńSuper :). Bardzo mi się podobało. Weny ~Bells
OdpowiedzUsuńFajny. Najlepsze było to jak Jazz zmusił Al. do tego skoku. Super. ~Dorcas
OdpowiedzUsuńSuper. Rozdział mi się podobał, ale uważam że powinnaś w kolejnych rozdziałach dodać odrobinę "pieprzu". Bo ostatnio było sporo romantyzmu więc teraz przyda sie odrobina akcji. Weny ~Violetta
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny. Viola ma jednak rację dodaj trochę pikanterii.
OdpowiedzUsuńSuper. Weny. ~ An
OdpowiedzUsuń