Równa się mojej, a dar jej skreślenia
Większy od mego to osłódź twym tchnieniem
Powietrze i niech muzyka ust Twoich
Objawi obraz szczęści jakie spływa
Na nas oboje w tym błogim spotkaniu"
William Szekspir "Romeo i Julia"
(Akt II, scena VI)
Szłam u boku Carlisle'a. Wcześniej byłam zdenerwowana, ale teraz czułam tylko szczęście i zniecierpliwienie. Chciałam już być żoną Jaspera. Chciałam móc być już na zawsze tylko jego. Zeszliśmy po schodach. Wszystko było pięknie przygotowane. Jednak podziwiałam to tylko przez chwilę. Mój wzrok skupił się na moim przyszłym mężu. Stał przy ołtarzu i czekał na mnie. Ponieważ klimat Alaski nie pozwalał na na przeniesienie uroczystości na zewnątrz odbywała się ona w domu. Kiedy ukazałam się oczom gości przez zebrany tłum przeszedł szmer. Nie słuchałam tego jednak. Doszliśmy do Jaspera. Carlisle zgodnie z tradycją podał mu moją rękę.
- Proszę o zajęcie miejsc - powiedział pastor, którego dopiero teraz zauważyłam. Zdziwiło mnie, że nie zwróciłam wcześniej na niego uwagi. Przecież był jedynym człowiekiem w tym domu!
Wszyscy usiedli.
- Myślę, że możemy zaczynać. Powtarzajcie za mną słowa przysięgi: Ja Jasper Hale biorę Ciebie Alice Cullen za żonę i ślubuję Ci Miłość, Wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuszczę cię póki oboje żyć będziemy. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Jasper Hale biorę Ciebie Alice Cullen za żonę i ślubuję Ci Miłość,
Wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuszczę Cię póki oboje żyć
będziemy. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - powiedział płynnie Jasper. Pastor musiał zostać wcześniej uprzedzony, że para młoda ma fotograficzną pamięć. Wcześniej ustaliliśmy także, żeby zmienić linijkę "póki śmierć nas nie rozdzieli". Musieliśmy podać także nazwiska przypisane nam już w dokumentach. Teraz przyszła kolej na mnie.
- Ja Alice Cullen biorę Ciebie Jasperze Hale za męża u ślubuje Ci Miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuszczę Cię oboje żyć będziemy. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci." - powiedziałam. Rosalie podała nam obrączki.
- Alice Cullen przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - założył mi obrączkę na palec.
- Jasperze Hale przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - założyłam obrączkę na jego palec.
- Ogłaszam was mężem i żoną - rzekł pastor - Możecie się pocałować - Jazz objął mnie oburącz w talii, a ja nie upuszczając bukietu przyłożyłam mu dłonie do piersi. Pocałował mnie delikatnie lecz stanowczo. Tak jak wypadało kiedy patrzył na nas tłum. Nie byłam pewna na jak długo do siebie przywarliśmy, ale kiedy mój mąż mnie puścił w pokoju rozległy się brawa.
Ślub płynnie przeszedł w wesele. Ponieważ nikt z obecnych nie marzł wyszliśmy na dwór. Tam aż zaparło mi dech w piersiach. Było to coś niesamowitego. Na śniegu był ustawiony gigantyczny stół, na którym stał jedynie duży tort. Na werandzie i wszędzie dookoła były porozwieszane ślubne dekoracje. Wokół mnie i Jaspera ustawiła się ogromna kolejka. Pierwsi podeszli do nas Carlisle i Esme.
- Gratulacje kochani - powiedziała pani Cullen.
- Mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi - dodał doktor. Nie było czasu na inne życzenia bo za nimi czekał jeszcze spory tłum. Następni byli Rosalie i Emmet.
- Rose to wszystko... no po prostu brak mi słów - powiedziałam kiedy skończyli składać życzenia.
- Daj spokój. To dla mnie drobnostka - odparła skromnie.
- I widzisz zdążyliśmy go odwieźć na czas - rzekł do mnie Em wyraźnie sobie drwiąc.
- I macie szczęście - powiedziałam starając się być dyplomatyczna. Chłopak zaśmiał się jedynie. Następnie gratulacje składał nam Edward, potem Eleazar i Carmen. ( Hiszpanka powiedziała mi, że Tu eres hermosa y delicada como mariposa* co znaczy Jesteś piękna i delikatna jak motyl). Potem były Denalki. Następnej grupy już nie rozpoznałam. Mogłam się jedynie domyślać (na podstawie wizji), że są to Amazonki.
- Witajcie - powiedziała najwyższa ze wszystkich dziewczyn czy też kobiet. Trudno było określić ich wiek. Wyglądała na przywódczynię. - Mam na imię Zafrina. A to moje siostry Senna i Kachiri.
- Miło nam was poznać - rzekł Jazz - Jestem Jasper, a to moja żona Alice.
- Serdeczne gratulacje - odparła Zafrina.
- Wiele o was słyszałyśmy - wtrąciła Kachiri.
- Nie teraz kochana. Potem będzie czas na takir rozmowy - skarciła towarzyszkę przywódczyni. Następni byli Egipcjanie.
- Nazywam się Amun - rzekł mężczyzna stojący na samym przodzie - to moja partnerka Kebi oraz nasi przyjaciele Benjamin i Tia.
- Miło nam poznać - Jazz powtórzył formułkę. Egipcjanie złożyli nam gratulacje i grzecznie się oddalili. Ostatnie grupa jak podejrzewałam pochodziła z Irlandii.
- Jestem Siobhan**, a to mój partner Liam i moja przyjaciółka Maggie. Jest nam bardzo miło was w końcu poznać.
- Nam także - znów odezwał się Jasper. Miałam ochotę go walnąć. Jeszcze sobie wszyscy pomyślą, że wstydzę się rozmawiać. Kiedy tyko się oddalili syknęłam Jazzowi w ucho.
- To, że jesteś moim mężem nie oznacza, że możesz za mnie odpowiadać.
- Wiem, wiem królewno - zaśmiał się. Wesele przebiegało od tej pory zgodnie z tradycją. Wykonaliśmy z Jasperem pierwszy taniec, rzucałam bukietem, który wpadł w ręce Kate, a także nakarmiliśmy się nawzajem tortem. Zatańczyłam prawie ze wszystkimi. Znajomi Carlisle'a okazali się naprawdę wspaniałymi ludźmi (no powiedzmy, że ludźmi). Wszyscy byli bardzo mili. Zafascynowały ich dary jakimi byliśmy z Jasperem obdarzeni choć niektórzy spośród gości też mieli niesamowite talenty. Irlandka Maggie na przykład potrafiła wyczuć jeśli ktoś ją okłamywał. Egipcjan Benjamin potrafił kontrolować żywioły. Amazonka Zafrina umiała zagnieździć w czyimś umyśle iluzję różnych obrazów. Rozmawiając z nią poprosiłam nawet o prezentację i.... to było nie do opisania! Czułam zapachy gości weselnych oraz drewnianą podłogę pod moimi stopami, ale przed oczami miałam piękną puszczę amazońską. Nie mogłam się temu nadziwić. Nijak miała się ona do lasów w Biloxi, a nawet do lasów i puszcz, które mijaliśmy z Jazzem zmierzając do Cullenów.
- Nareszcie razem - szepnęłam do ucha Jasperowi kiedy w końcu ponownie znalazłam się w jego ramionach.
- Nie martw się już nie długo będziemy mieć mnóstwo czasu dla siebie. Przed nami w końcu miesiąc miodowy - zamruczał.
- A' propos... To gdzie masz zamiar mnie zabrać na ten miesiąc miodowy, co? - zapytałam.
- Niespodzianka - powiedział.
- To nie fair.
- A właśnie, że fair.
- Niby jak... - zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć bo pocałował mnie w usta.
- Czas się przebrać - usłyszałam głos Rosalie.
Westchnęłam. Na moment ją zignorowałam, ale potem oderwałam się od Jaspera i poszłam za Rose do mojego pokoju.
Kiedy weszłam lekko mnie zamurowało.
- Co to jest? - zapytałam patrząc na łóżko pełne przeróżnych paczek i paczuszek.
- Jak to co to wasze prezenty ślubne - wyjaśniła Hale. Podała mi kremową sukienkę sięgającą do kolan przepasaną w talii paskiem. Ubrałam się w nią szybko. Rosalie rozplątała moje włosy.
Wzięłam głęboki oddech.
- Rose... - zaczęłam, ale nie byłam pewna czy chcę skończyć.
- Tak?
- Już nic. Nie ważne - stchórzyłam.
- Alice o co chodzi?
- O nic. Chodźmy już lepiej - powiedziałam i wyciągnęłam ją z pokoju, który po miesiącu miodowym miałam dzielić nie z Iriną, ale z Jasperem aż do czasu naszej przeprowadzki do innego miejsca. Kiedy ja i Jazz wychodziliśmy ój ukochany jeszcze raz mnie pocałował co wywołało kolejną falę aplauzu. Posypał się ryż. Wsiedliśmy do mojego porsche. Cullenowie zdradzili mi jedynie tyle, że mieliśmy pojechać nim na lotnisko, a potem Rose zabierze stamtąd moje auto. Wsiadając machałam wszystkim niczym jakaś wielka gwiazda.
Ślub płynnie przeszedł w wesele. Ponieważ nikt z obecnych nie marzł wyszliśmy na dwór. Tam aż zaparło mi dech w piersiach. Było to coś niesamowitego. Na śniegu był ustawiony gigantyczny stół, na którym stał jedynie duży tort. Na werandzie i wszędzie dookoła były porozwieszane ślubne dekoracje. Wokół mnie i Jaspera ustawiła się ogromna kolejka. Pierwsi podeszli do nas Carlisle i Esme.
- Gratulacje kochani - powiedziała pani Cullen.
- Mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi - dodał doktor. Nie było czasu na inne życzenia bo za nimi czekał jeszcze spory tłum. Następni byli Rosalie i Emmet.
- Rose to wszystko... no po prostu brak mi słów - powiedziałam kiedy skończyli składać życzenia.
- Daj spokój. To dla mnie drobnostka - odparła skromnie.
- I widzisz zdążyliśmy go odwieźć na czas - rzekł do mnie Em wyraźnie sobie drwiąc.
- I macie szczęście - powiedziałam starając się być dyplomatyczna. Chłopak zaśmiał się jedynie. Następnie gratulacje składał nam Edward, potem Eleazar i Carmen. ( Hiszpanka powiedziała mi, że Tu eres hermosa y delicada como mariposa* co znaczy Jesteś piękna i delikatna jak motyl). Potem były Denalki. Następnej grupy już nie rozpoznałam. Mogłam się jedynie domyślać (na podstawie wizji), że są to Amazonki.
- Witajcie - powiedziała najwyższa ze wszystkich dziewczyn czy też kobiet. Trudno było określić ich wiek. Wyglądała na przywódczynię. - Mam na imię Zafrina. A to moje siostry Senna i Kachiri.
- Miło nam was poznać - rzekł Jazz - Jestem Jasper, a to moja żona Alice.
- Serdeczne gratulacje - odparła Zafrina.
- Wiele o was słyszałyśmy - wtrąciła Kachiri.
- Nie teraz kochana. Potem będzie czas na takir rozmowy - skarciła towarzyszkę przywódczyni. Następni byli Egipcjanie.
- Nazywam się Amun - rzekł mężczyzna stojący na samym przodzie - to moja partnerka Kebi oraz nasi przyjaciele Benjamin i Tia.
- Miło nam poznać - Jazz powtórzył formułkę. Egipcjanie złożyli nam gratulacje i grzecznie się oddalili. Ostatnie grupa jak podejrzewałam pochodziła z Irlandii.
- Jestem Siobhan**, a to mój partner Liam i moja przyjaciółka Maggie. Jest nam bardzo miło was w końcu poznać.
- Nam także - znów odezwał się Jasper. Miałam ochotę go walnąć. Jeszcze sobie wszyscy pomyślą, że wstydzę się rozmawiać. Kiedy tyko się oddalili syknęłam Jazzowi w ucho.
- To, że jesteś moim mężem nie oznacza, że możesz za mnie odpowiadać.
- Wiem, wiem królewno - zaśmiał się. Wesele przebiegało od tej pory zgodnie z tradycją. Wykonaliśmy z Jasperem pierwszy taniec, rzucałam bukietem, który wpadł w ręce Kate, a także nakarmiliśmy się nawzajem tortem. Zatańczyłam prawie ze wszystkimi. Znajomi Carlisle'a okazali się naprawdę wspaniałymi ludźmi (no powiedzmy, że ludźmi). Wszyscy byli bardzo mili. Zafascynowały ich dary jakimi byliśmy z Jasperem obdarzeni choć niektórzy spośród gości też mieli niesamowite talenty. Irlandka Maggie na przykład potrafiła wyczuć jeśli ktoś ją okłamywał. Egipcjan Benjamin potrafił kontrolować żywioły. Amazonka Zafrina umiała zagnieździć w czyimś umyśle iluzję różnych obrazów. Rozmawiając z nią poprosiłam nawet o prezentację i.... to było nie do opisania! Czułam zapachy gości weselnych oraz drewnianą podłogę pod moimi stopami, ale przed oczami miałam piękną puszczę amazońską. Nie mogłam się temu nadziwić. Nijak miała się ona do lasów w Biloxi, a nawet do lasów i puszcz, które mijaliśmy z Jazzem zmierzając do Cullenów.
- Nareszcie razem - szepnęłam do ucha Jasperowi kiedy w końcu ponownie znalazłam się w jego ramionach.
- Nie martw się już nie długo będziemy mieć mnóstwo czasu dla siebie. Przed nami w końcu miesiąc miodowy - zamruczał.
- A' propos... To gdzie masz zamiar mnie zabrać na ten miesiąc miodowy, co? - zapytałam.
- Niespodzianka - powiedział.
- To nie fair.
- A właśnie, że fair.
- Niby jak... - zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć bo pocałował mnie w usta.
- Czas się przebrać - usłyszałam głos Rosalie.
Westchnęłam. Na moment ją zignorowałam, ale potem oderwałam się od Jaspera i poszłam za Rose do mojego pokoju.
Kiedy weszłam lekko mnie zamurowało.
- Co to jest? - zapytałam patrząc na łóżko pełne przeróżnych paczek i paczuszek.
- Jak to co to wasze prezenty ślubne - wyjaśniła Hale. Podała mi kremową sukienkę sięgającą do kolan przepasaną w talii paskiem. Ubrałam się w nią szybko. Rosalie rozplątała moje włosy.
Wzięłam głęboki oddech.
- Rose... - zaczęłam, ale nie byłam pewna czy chcę skończyć.
- Tak?
- Już nic. Nie ważne - stchórzyłam.
- Alice o co chodzi?
- O nic. Chodźmy już lepiej - powiedziałam i wyciągnęłam ją z pokoju, który po miesiącu miodowym miałam dzielić nie z Iriną, ale z Jasperem aż do czasu naszej przeprowadzki do innego miejsca. Kiedy ja i Jazz wychodziliśmy ój ukochany jeszcze raz mnie pocałował co wywołało kolejną falę aplauzu. Posypał się ryż. Wsiedliśmy do mojego porsche. Cullenowie zdradzili mi jedynie tyle, że mieliśmy pojechać nim na lotnisko, a potem Rose zabierze stamtąd moje auto. Wsiadając machałam wszystkim niczym jakaś wielka gwiazda.
******************
Dobra kochani tak jak obiecałam wzięłam się do roboty. Mam nadzieję, że rozdział będzie Wam się podobał. Muszę Wam przyznać, że długo czekałam na ten ślub. Ale wiecie jak jest. Chciałam jak najbardziej rozwinąć akcję. W każdym razie czytajcie i komentujcie. Zajrzyjcie też do " Bohaterów". Jeszcze taka jedna informacja, a właściwie wyjaśnienie :
* (wym. tu eres ermosa i delikada como maripoza) - jesteś piękna i delikatna jak motyl
** wymawiaj Sziwon.
Pozdrawiam ~Tini
Ach! Nareszcie ślub! Super! Ja też długo czekałam na ten dzień. Rozdział genialny. Pozostaje mi życzyć ci weny ~Dorcas
OdpowiedzUsuńSuper! Nareszcie ślub. :)~ An
OdpowiedzUsuńSuper! Fajny ten cytat z "Romea i Julii". Chodź sama nie przepadam za tym dramatem muszę przyznać, że fragment idealnie pasuje do sytuacji. Weny ~Bella
OdpowiedzUsuńGenialny! Kochana naprawdę super. Ciekawa jestem o co Alice chciała zapytać Rosalie. Weny życzę ~Viola
OdpowiedzUsuńSuper! Kochana naprawdę super! Nareszcie ślub! Czekam na nową notkę ~Dorcas
OdpowiedzUsuńSuper. Mam nadzieję, że nie będzie już takiej przerwy.
OdpowiedzUsuńNo wreszcie doszłam do rozdziału jakim jest ślub ;) bardzo mi się podobał ;*
OdpowiedzUsuńmadziula0909