piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 41 : Wieczór kawalerski

- Hej, a wy dokąd? - zapytała oburzona Alice widząc, że wybieram się gdzieś z Emmetem, Edwardem, Carlisle'em i Eleazarem.
To już nie jest twój interes - odparował Emmet. Miałem ochotę go walnąć. To, że był oim przyjacielem nie oznaczało to, że miał prawo tak odzywać się do Alice.
- Byłby wasz gdybyście nie porywali mojego narzeczonego na dzień przed  ślubem!- krzyknęła. Odrobinę mnie tym rozbawiła.
- Nie martw się odstawimy go na czas - uspokoił ją Carlisle.
- Po za tym ty też masz już dzisiejszy wieczór zajęty, nie pamiętasz? Przecież Rosalie zaplanowała dla was wieczorek panieński - przypomniał Edward.
- To wiem, ale chcę też wiedzieć dokąd się wybieracie - była coraz bardziej rozwścieczona.
- Jak już musisz wiedzieć to zabieramy Jaspera na wieczorek kawalerski - powiedział Emmet. Przez chwilę się nad czymś zastanawiała.
- No tak. W takim razie juz się nie czepiam - skapitulowała.
- Super - skomentował Em.
- Nie martw się będę na czas -pocieszyłem ją. Podszedłem do niej i pocałowałem ją w usta. Nie wiadomo jak długo byśmy tak stali, ale w końcu Edward i Emmet chwycili mnie za ramiona i siłą odciągnęli od Alice.
- Do jutra - powiedziałem jeszcze.
- Do jutra - odparła. Wyszliśmy z domu.
- Myślisz, że Rosalie się wścieknie jak wezmę jej kabriolet? - zapytał Edward.
- Myślę, że tak, a lepiej jej nie drażnić - skwitował Emmet.
- Chłopaki, a mogę przynajmniej wiedzieć dokąd mnie zabieracie? - zapytałem.
- No na wieczór kawalerski - Em był widocznie poirytowany.
- Tyle wiem, ale gdzie mnie zabieracie na ten wieczór kawalerski? - drążyłem.
- Nie martw się - odezwał się Eleazar - jedziemy deo lasu.
- Zapolujemy, trochę się zabawimy - dodał Carlisle. Nie był on dzisiaj taki poważny jak zwykle. Dopisywało mu poczucie humoru. Podobnie było z Eleazarem.
- Ruszymy się czy nie? - zniecierpliwił się Emmet.
Westchnąłem i wsiadłem do srebrnego volvo Edwarda. Było nas akurat pięcioro więc idealnie się zmieściliśmy.
- Nie możemy pójść do lasu na piechotę? - zapytałem.
- Nie jedziemy do tego lasu - odpowiedział Edward.
- To gdzie...?
- Nie daleko po za miasto - odrzekł Carlisle.
- Stary weź się w garść - Emmet wzniósł oczy ku górze.
- Łatwo ci mówić - mruknąłem.
-Wierz mi ja też przez to przechodziłem. I to już nie raz - odparł.
- Ja tak samo. Tyle, że brałem ślub z Carmen tylko raz - dodał Eleazar.
- Myślisz, że ja to się nie denerwowałam jak żeniłem się z Esme? - wtrącił Carlisle.
- Dlatego ja nie mam dziewczyny - mruknął Edward.
- Tak. Dlatego. - zadrwił Emmet.
- Jakbym chciał to bym ją sobie znalazł - odburknął chłopak wyłapując coś z myśli brata.
- Phi... Śmiechu warte. Tanyę masz podaną jak na tacy i nic z tym nie robisz - zadrwił.
- Jakbym chciał to bym ją poderwał.
- To co cię powstrzymuje?
- Nie lubię blondynek.
- Tym lepiej. Nie musisz się przynajmniej martwić, że odbije ci Rosalie - zaśmiałem się.
- Nie wytrzymałbym z nią - rzekł Edward.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Emmet zatrzymał samochód.
- No weź chyba nie masz zamiaru udusić Edwarda za tą małą uwagę. Powinieneś się nawet z tego cieszyć - powiedziałem co wywołało kolejną salwę śmiechu.
- Nie martw się Edward może być spokojny bo jak na razie nie mam zamiaru go ukatrupić.
- Ha. Po prostu nie dałbyś rady - zadrwił Edward.
- To dlaczego się zatrzymaliśmy? - zapytałem.
- Bo już dojechaliśmy na miejsce geniuszu - powiedział Eleazar.
Rozejrzałem się dookoła. Tak szybko minął mi czas podczas podróży! Wysiedliśmy z samochodu.
- To gdzie teraz? - zapytałem.
- Tam - Carlisle wskazał na ciemną ścianę lasu. Ciemność nie przeszkadzała mi w widzeniu.
- Mam ochotę na jakąś pumę - powiedział Edward.
- W sumie to ja też - dopiero teraz zorientowałem się, że w sumie to jestem dość głodny.
- No to na co jeszcze czekamy? Chodźmy - zakomenderował Emmet.
- Chodźmy - powiedziałem z już większym entuzjazmem. Wieczór minął dość przyjemnie. Polowaliśmy dość dużo. Pumy, niedźwiedzie... nie mieliśmy jakoś ochoty na zwykłe łosie czy jelenie. Walczyliśmy tak trochę (oczywiście na żarty). Czas minął tak szybko, że nawet nie zauważyłem kiedy zaczęło świtać.
- Lepiej już chodźmy - powiedziałem.
- Tak Alice się wścieknie jeśli cię nie odstawimy na czas - zaśmiał się Edward. Jednak także rozsądek kazał mu się zbierać więc zaczęliśmy się ładować do jego samochodu.

******************

No dobrze kochani. Jak widzicie teraz wieczór kawalerski. Z punktu widzenia Jaspera. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobało bo napisałam go na Waszą prośbę. Pozdrawiam ~Tini.



6 komentarzy:

  1. Suuuuuuuuper! Kochana genialny rozdział! Bardzo mi się podobał. Weny ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny. Podobało mi się to, że początek dałaś taki sam jak w rozdziale 40. Można dzięki temu dowiedzieć się co czuł i myślał Jazz. Ogólnie rozdział fajny. Weny życzę ~Viola

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny. Bardzo mi się podobało. Z niecierpliwością czekam na następny. ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny! Bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem w szoku że w taki upał jesteś w stanie myśleć. Ja bym nie dała rady. Szczery podziw! Rozdział bardzo fajny. Pozostaje mi tylko życzyć ci weny.~Bella

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział. Bardzo mi się podobał.~An

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania :)