Mary powoli przestawała się rzucać. Z minuty na minutę była coraz spokojniejsza. Jej przemiana kończyła się. Po jakimś czasie znieruchomiała całkowicie i otworzyła. oczy. Na początku nie wiedziała co się dzieje.Wszystko było jasne i wyraźne nie była do tego przyzwyczajona. Wstała jednak i rozejrzała się dookoła.Nie znała tego miejsca. W ogóle nie wiedziała co się z nią dzieje. Była pewna tylko kilku rzeczy. Po pierwsze miała wyostrzone zmysły takie jak wzrok, słuch czy węch. Po drugie gardło paliło ją tak okropnie, że nie mogła wytrzymać. Nie miała jednak pojęcia jak sobie ulżyć. Jeszcze raz rozejrzała się po otoczeniu, ale nie zauważyła nic nowego. Postanowiła, więc pomóc sobie węchem. Wzięła głęboki oddech, lecz wyczuła tylko zapach spalenizny. Chociaż... tak czuła coś jeszcze... zapach, który był już słaby, a dochodził... z jej kieszeni! Szybko sięgnęła do dżinsów i wyjęła z nich jakąś pogniecioną karteczkę. Przeczytała ją na chwilę zapominając o pragnieniu bo uświadomiła sobie kilka rzeczy. "A więc nazywam się Mary Brendon." stwierdziła z niesmakiem. To imię jej się nie podobało. Może by je jakoś zmienić...?
- Albo będę używać drugiego imienia - powiedziała sama do siebie. - Tak "Alice" to o wiele lepsze imię. - spojrzała jeszcze raz na kartkę tym razem skupiając się na zdaniach "Jesteś wampirem. To znaczy, że jesteś nieśmiertelna. Nie ujawniaj swojej obecności ludziom bo będziesz miała kłopoty." Alice wiedziała co znaczy bycie nieśmiertelną choć nie bardzo wiedziała skąd ma o tym jakiekolwiek pojęcie. Spróbowała przekopać zakamarki swojej pamięci, ale nie było tam nic prócz ciemności. Żadnych wspomnień. Denerwowało ją to, więc skupiła się na słowie "wampir". Podświadomość podsuwała jej różne pojęcia takie jak kły czy picie krwi... Zamyśliła się nad tym ostatnim.
- Więc tak mam ugasić pragnienie? Krwią? - o dziwo ten pomysł wcale nie wydał jej się obrzydliwy tak jak wydałby się ludziom.Pomyślała przez chwilę. Gdy przypomniała sobie o pragnieniu stało się ono nie znośne, lecz chciała sprawdzić coś jeszcze. Mianowicie kim jest John, który podpisał się na kartce? Czy także jest wampirem? Chyba tak. Ale skąd znał jej imię skoro nawet ona sama na początku nie wiedziała jak się nazywa? Napisał "Twój John".
- Więc dlaczego go tu nie ma skoro jest moim Johnem? Wiedział, że nie będę niczego świadoma bo inaczej nie napisałby tej kartki. W takim razie dlaczego zostawił mnie tu samą? Powinien tu być i mi wszystko wyjaśnić. - Alice zdawała sobie sprawę iż zachowuje się dziecinnie złoszcząc się na kogoś kogo w ogóle nie znała, ba nawet go na oczy nie widziała, ale była zdesperowana. Nie wiedziała co ma zrobić, gdzie mieszkać czy chociażby gdzie teraz pójść. Była w Biloxi, ale ta nazwa nic jej nie mówiła. Próbowała sobie przypomnieć gdzie mieszkała wcześniej, ale nic nie pamiętała. Odczuła tylko silną niechęć do miejsca, w którym niegdyś przebywała.
- Wygląda na to, że gdziekolwiek mieszkałam nie lubiłam tego miejsca - stwierdziła - a skoro tak to tam nie wrócę. A zresztą nawet gdybym chciała nie wiedziałabym jak. Trudno. Znajdę sobie jakiś inny dom. Z dala od ludzi. - kiedy wspomniał o ludziach przypomniała sobie o pragnieniu i swojej teorii jak je ugasić. Tym razem odczuła lekki wstręt. Nie chciała zabijać ludzi. Jakaś część jej podświadomości mówiła, że ma z nimi coś wspólnego.Jednak nie może żyć z tym palącym gardłem. Szczególnie iż ma żyć wiecznie. Może jest jakiś inny sposób na ugaszenie pragnienia. Jak nie ludzie to co? Zaraz, zaraz... Zwierzęta też mają krew...Tak! To jest to! Ugasić pragnienie nie zabijając ludzi tylko zwierzęta. "Później zastanowię się co dalej najpierw pragnienie" pomyślała. Jednak nie wiedziała od czego zacząć. Gdzie szukać tych zwierząt. Jakichkolwiek. Byle by tylko pomogły ugasić pożar w gardle. Rozejrzała się dookoła. Znów powróciła wściekłość na tajemniczego Johna.
- Nie mógł napisać na tej swojej kartce jak i gdzie polować? Skąd ja mam to wiedzieć? - zdenerwowała się. Ale wtedy zobaczyła drzewa. Zaczęła więc rozumować.
- Gdzie drzewa tam las. Gdzie las tam zwierzęta. A gdzie zwierzęta tam ugaszone pragnienie! - już miała biec w stronę lasu kiedy nagle zza chmur wyjrzało słońce rzucając promienie na Alice, której skóra zaczęła się iskrzyć jak diamenty. Dziewczyna zapomniała na chwile o tym, że jest spragniona bo teraz zachwycała się wyglądem swojej skóry. Próbowała też sobie przypomnieć coś jeszcze o wampirach, ale widziała tylko ciemność. W końcu słońce schowało się za chmurami i wtedy Alice przypomniała sobie o swoim palącym gardle. Rozejrzała się raz jeszcze po czym pobiegła w stronę lasu. I to jak pobiegła! Jej stopy poruszały się tak szybko, że ledwie dotykała nimi ziemi. Była tym zachwycona. Już pokochała tę szybkość. Wkrótce jednak coś innego przykuło jej uwagę. Jakiś zapach. Mokry, ciepły i smakowity... Ruszyła w stronę, z której dochodził. Słyszała także głuche dudnienie lecz nie wiedziała skąd ono pochodzi i co jest jego przyczyną. W pewnym momencie zatrzymała się. Dotarła do małej polanki, na której pasło się stado łosi. Wtedy ogień w gardle Alice sięgnął zenitu. Nie zastanawiając się nad niczym po prostu zaatakowała. Zwierzęta zaczęły uciekać jednak dziewczynie udało się jednego złapać przytrzymała go mocno i wgryzła się w jego gardło czując w ustach słodki smak krwi... Ledwie zaczęła już skończyła. Odrzuciła nieruchome ciało, po czym pobiegła aby złapać jeszcze jedną zdobycz. I udało jej się. Zrobiła to z taką samą łatwością jak wcześniej. W ten sposób dała radę upolować sześć łosi. I choć czuła się pełna to pragnienie ustało tylko odrobinę.
- No cóż trudno. Przestało palić przynajmniej trochę. Teraz trzeba zastanowić się nad noclegiem. - rozejrzała się wokół. Nie wiedziała jednak dokąd się udać. Zaczęła się przechadzać od drzewa do drzewa.
- I co ty zrobisz Alice? Co ty zrobisz? - mówiła sama do siebie. Do północy nic nie wymyśliła. Jednak wtedy w jej głowie rozwinęła się pewna teoria.
- Po tym całym biegu i polowaniu powinnam być wykończona. Zważając na późną porę. Może ja po prostu nie potrzebuje snu... - przechadzała się dalej myśląc o tym. Dopiero nad ranem (wnioskowała to po wschodzie słońca bo nie miała przy sobie zegarka) uznała iż jej teoria rzeczywiście musi być prawdziwa skoro nie spała całą noc i ani trochę nie jest wykończona. To jednak nie rozwiązywało problemu. Nie musiała spać lecz potrzebowała domu. Nie mogła przecież krążyć po tym lesie w nieskończoność szczególnie, że mogą być tu jacyś ludzie. Dokąd iść? Postanowiła pobiegać wokół lasu. Może w ten sposób coś znajdzie. Rzeczywiście znalazła tam jaskinie. Ciemną ale suchą i dość wygodną.
- Na razie musi mi wystarczyć. Przynajmniej dopóki nie dojdę do tego jak znaleźć coś innego - westchnęła. Weszła do środka i usiadła na jakimś kamieniu. Zaczęła zastanawiać się co zrobić kiedy nagle przypomniała sobie o Johnie. Wyjęła z kieszeni jego kartkę spojrzała na nią po czym warknęła i podarła na małe kawałeczki.
- To mi się na nic nie przyda! - wrzasnęła na cały głos i wróciła do myśli gdzie ma zamieszkać.
*********************
No i jest kolejna! Jak pewnie zauważyliście zaczęłam trochę rozwijać akcję. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i wytrwacie na moim blogu bo mam jeszcze sporo pomysłów. Miłego czytania. Czytajcie i komentujcie :D.
Genialne! Jeszcze lepsze niż dwie poprzednie. Widzę, że nękanie Cię w szkole pomogło i wreszcie wzięłaś się do roboty. Na prawdę świetne :D
OdpowiedzUsuńJej. Akcja się rozwija. Wściekłość Alice - bezcenne.
OdpowiedzUsuńFajny blog trochę taki straszny.. ;)
OdpowiedzUsuń