sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 68 : Niepokój

- Dzień dobry profesorze. Ja chciałabym na chwilkę zabrać Alice Cullen potrzebuję jej kilku danych, których nie uzyskałam na początku - powiedziała Sharon, która przed chwilą weszła do klasy. Próbowała ze mną porozmawiać przed lekcjami, ale ją spławiłam. Nie mogła mnie zatrzymać, gdyż musimy utrzymywać w tajemnicy naszą tak jakby wspólną przeszłość. Według oficjalnej wersji Sharon i Julie po prostu zaprzyjaźniły się z Esme co miało wyjaśniać to, że ciągle jesteśmy widywani razem.
- Oczywiście panno Wolf - odrzekł profesor Green. Uczył biologii.
- Dziękuję - odpowiedziała. - Alice?
Wzięłam głębszy oddech i wstałam. Całkiem nieźle to wymyśliła. Teraz musiałam z nią wyjść. Ale to jeszcze nie oznaczało, że musiałam z nią rozmawiać. Bez słowa szłyśmy do sekretariatu. Kiedy tam dotarłyśmy Sharon usiadła na krześle.
- Może usiądziesz? - zaproponowała.
- Postoję - odparłam.
Wolf westchnęła.
- Alice ja nie wiem jak mam cię przepraszać... czekaj nie przerywaj mi. Wiem, że nie powinnam cię okłamywać. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Proszę cię tylko o to żebyś mi wybaczyła. Nigdy nie czułam do nikogo czegoś takiego jak do Iana. Kocham go. Nie chciałam jednak żeby to wszystko się rozniosło. Już nie raz widziałam jak związki się rozpadały bo ludzie z zewnątrz za bardzo się tym interesowali...
- A więc Julie i ja to ludzie z zewnątrz tak? - zapytałam oburzona.
- Nie! Nie to miałam na myśli. Po prostu jakbym ci powiedziała to ty powiedziałabyś Jasperowi, a on pewnie Peterowi i Charlotte, a Ian nie do końca im ufa. Byli razem w armii, ale to nie taka przyjaźń...
- Super. Więc najpierw mnie okłamujesz, a potem uważasz, że mój ukochany nie potrafi dochować tajemnicy, którą mu powierzę?!
- Alice...
- Dla twojej informacji gdybym go poprosiła żeby nikomu nie mówił to nikomu by nie powiedział. Ale nie! Ty z góry musisz zakładać, że wszyscy dookoła nie mają co robić tylko zajmować się twoim związkiem!
- Alice proszę...
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz?! W ogóle nie pamiętam swojego ludzkiego życia. Po przemianie przez dobre kilka miesięcy rozmawiałam z samą sobą! Potem znalazłam znajomych, ale nie mogłam im do końca zaufać bo to byli ludzie! Dopiero przy Jasperze posmakowałam miłości, a przy Cullenach przyjaźni! Kiedy się pojawiłaś myślałam, że nasza przyjaźń będzie jeszcze silniejsza niż przyjaźń moja i Rosalie! Ale jak widać się myliłam! Nigdy nikt mnie tak nie potraktował! Nie kłamał mi w żywe oczy!
- Alice wysłuchaj mnie....
- Nie! I dobrze ci radzę jeśli jeszcze raz zaczniesz mnie szukać podczas lekcji to przyrzekam, że... - sekretariat, Sharon i wszystko inne zniknęło. Pojawiła się polana. Rudowłosa postać o oczach w barwie czystego szkarłatu. Znałam tą łąkę. Znajdowała się tu w Ottawie. Znałam też tą dziewczynę. Nazywała się Victoria. Odwiedziła nas niegdyś. Teraz ktoś jej towarzyszył. Wysoki mężczyzna o blond włosach i oczach identycznych jak oczy tej kobiety. Podszedł do niej i pocałował ją. Byli parą. A potem wizja zmieniła się. Para stała nad ciałami pięciorga ludzi. Bladych i zimnych...
- Alice? Alice? Alice! - Sharon potrząsała mną.
- Carlisle. Muszę porozmawiać z Carlisle'em - powiedziałam jakby w amoku.
- Musisz wracać na lekcje - rzekła Shar.
- Muszę porozmawiać z Carlisle'em. Natychmiast. I Jasper... Nie mogę pozwolić żebyśmy się rozdzielili... - sama myśl, że ta para mogłaby go dorwać wydawała mi się przerażająca. Niby znał się na walce, ale w końcu to nie byli niedoświadczeni nowo narodzeni. To były silne wampiry.
- Alice co się stało? Co widziałaś? - Sharon wyglądała na spanikowaną, ale ja już jej nie słuchałam. Biegłam przez korytarz denerwując się na ludzkie tempo. Dobiegłam do sali, w której Jasper miał lekcje. Zadzwonił dzwonek.
Dobrze.
To powinno wszystko ułatwić.
Niecierpliwie poczekałam aż wyjdzie z klasy, a potem po prostu chwyciłam go za rękę i wyciągnęłam na zewnątrz.
- Alice co ty...
- Cicho bądź. Musimy pogadać z Carlisle'em.
- Po co?
Zadrżałam na wspomnienie ich szkarłatnych oczu.
- Boże dlaczego ja nie zobaczyłam tego wcześniej tylko dopiero teraz...
- Alice! - krzyknął Jasper siłą mnie zatrzymują bo już kierowałam się w stronę szosy. Musiał być naprawdę zdenerwowany moim zachowaniem.
Opowiedziałam mu jak Sharon zmusiła mnie do rozmowy i jak nagle nawiedziła mnie wizja.
- I co widziałaś? -zapytał od razu poważniejąc. Wiedział, że nie przeraziłabym się tak wizją ogromnej burzy czy czegoś w tym stylu.
- Pamiętasz ten dzień w Filadelfii kiedy powiedzieliśmy Cullenom, że się pobieramy? - spytałam.
- Tak. Oni powiedzieli nam wtedy o przeprowadzce, ale co to ma wspólnego...
- A pamiętasz tę rudowłosą kobietę, która nas odwiedziła tamtego dnia?
- Tę... czekaj... Jak ona się nazywała...
- Victoria - powiedziałam.
- Tak. Ale ja nadal nie...
- Jasper ona tu jest. Tu w Ottawie. Tyle, że nie sama. Jest z jakimś blondynem takim wysokim, który nazywa się... - zamarłam.
Za duży zbieg okoliczności.
- Alice?
- James. Victoria jest tu z Jamesem - wykrztusiłam. - Początkowo nie zwróciłam na to uwagi, ale...
- Poczekaj. Z tym Jamesem, który zabił... brata Sharon - zobaczyłam ledwie widzialny ból na jego twarzy. Myśl, że ktoś czuł do mnie kiedyś to co on teraz bolała go. I dopiero teraz sobie uświadomiłam, że on w pewnym sensie może być wdzięczny Jamesowi. W końcu gdyby ten nie zabił Johna nie wiadomo jakby się to wszystko potoczyło. Nie miałam wątpliwości, że prędzej czy później drogi moje i Jazza by się skrzyżowały, ale co by wtedy było tego nie wiedziałam.
- Tak ten sam - powiedziałam wracając do rozmowy. - Widziałam jak oni zabijają ludzi. Są tu od niedawna i dopiero teraz zaczęli polować. Nie są zbyt dyskretni.
- Musimy pogadać z Carlisle'em - rzekł Jazz.
- A o czym jak niby mówię odkąd wyszedłeś z klasy?! - spytałam.
Jasper nic nie odpowiedział tylko pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy biegiem w stronę szpitala. Tam opowiedzieliśmy O wszystkim Carlisle'owi. Udało nam się ustalić kilka rzeczy. Po pierwsze Julie, Sharon i Ian mieli wprowadzić się do nas. Dla Jamesa moje przyjaciółki i ja mogłyśmy być pierwszym celem. Z tego też powodu Jasper uparł się by ściągnąć denalczyków do Ottawy. Kolejną rzeczą było to, że Shar i Carlisle wezmą urlop w pracy, a my udamy, że jesteśmy chorzy i nie będziemy ruszać się z domu. Tylko na polowania i to w dużych grupach. W tej sytuacji przewaga liczebna była nam potrzebna. Cullen niby nie będzie przychodził do pracy, żeby nie zarazić pacjentów. Szybko pojechaliśmy do domu gdzie czekali na nas reszta Cullenów i Sharon, a także Julie i Ian. Opowiedzieliśmy im wszystko. Od razu zaczęliśmy stosować się do reguł ustalonych w szpitalu.

*****************************

No i jest. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać. Rozdział dedykuję Anieli Czajkowskiej, która poddała mi ostatnio fajny pomysł i to całkiem nieświadomie. Pozdrawiam. ~Alice


9 komentarzy:

  1. Ta wizja Alice..Super!. No bark mi słów. Pisz dalej ~Viola

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko. To jeden z lepszych rozdziałów! I jeszcze Victoria! Był świetny! A poza tym to jaki pomysł. Proszę o natychmiastowe wyjaśnienia! Nie lubię żyć w niepewności. ;)~An

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Taki tajemniczy i niebezpieczny. Weny ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział: najbardziej podobała mi się wizja Alice była super :)
    Czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny. Chyba nawet ta wizja z Volturi wtedy na wyspie nie była tak dramatyczna. Weny ~Bella

    OdpowiedzUsuń
  6. http://special-love-peace.blogspot.com/?m=zajrzyj jesli możesz

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! Nie mogę się doczekać co dalej!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania :)