wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 72 : Decyzja

Z punktu widzenia Jaspera.


Na wyspie byliśmy przez tydzień. Cieszyliśmy się swoją obecnością i magią jaka była pomiędzy nami. Widać było, że Alice czuje się lepiej. Przez ostatni czas bardzo się o nią martwiłem, gdyż zdawałem sobie sprawę jak ważna była dla niej Sharon. Sam nie byłem aż tak związany i Ianem by źle znieść jego śmierć. Wiedziałem, że na jego miejscu zrobiłbym to samo. Nie byłbym w stanie żyć bez mojej ukochanej. Wyjazd na wyspę był idealnym pomysłem. Odpoczęliśmy od rzeczywistości. Potem jednak trzeba było wrócić. Rosalie i Emmett wyjechali po nas na lotnisko w Ottawie. Zauważyłem, że dziwnie się zachowują.
- Rose wszystko gra? - zapytała Alice.
- Tak - mruknęła. Nie wiem dlaczego, ale jej nie uwierzyłem. Dojechaliśmy do domu. Na podjeździe czekali na nas Cullenowie i ... Julie.
Po co ona tu przyjechała? Od śmierci Sharon nie kontaktowała się z nami. Najpierw zostawiła Alice, która niby była dla niej taka ważna w tak trudnym dla mojej ukochanej okresie, a teraz zjawia się tutaj jak gdyby nigdy nic.
Cullenowie przywitali nas serdecznie. Zauważyłem, że Edward uważnie mi się przygląda. Prawdopodobnie wyczytał z moich myśli co uważam na temat wizyty Morgan, która akurat teraz się odezwała.
- Alice... czy możemy porozmawiać?
- Czy to konieczne? - zapytałem.
- Daj spokój Jazz - powiedziała Al, po czym zwróciła się do Julie. - Porozmawiajmy.
- Przejdźmy się - zaproponowała Morgan. Moja ukochana pokiwała głową.
- Idę z wami - powiedziałem nie zwracając uwagi na to, że postępuje niekulturalnie.
- Kochanie poradzę sobie - szepnęła Alice.
- Na pewno?
- Na pewno - westchnąłem przyglądając się jak moja ukochana idzie w stronę lasu.
- Jasper... - zaczął Edward. - Ja wiem, że się o nią martwisz, ale nie możesz jej pilnować przez cały czas.
- Wiem.

*

Z punktu widzenia Alice

- Nie ukrywam, że zaskoczyła mnie twoja wizyta - powiedziałam do Julie.
- Wiem złotko wiem. Przepraszam, że wcześniej się nie odzywałam, ale musiałam sobie jakoś z tym poradzić.
- Nie tylko ty - odparłam. Miałam do niej żal za to, że mnie tak zostawiła. 
- Rozumiem cię - westchnęła. - Dzisiaj jednak musiałam z tobą porozmawiać. Bo widzisz... chcę cię o coś prosić. 
- O co? - spytałam.
- Chcę abyś mi pomogła odnaleźć Jamesa i Victorię.
- Po co? - poczułam jak cała sztywnieje na samo wspomnienie tych czerwonych oczu.
- Chcę zemścić się na nich. Na Jamesie za Johna, a na Victorii za Sharon. Sama jednak nie dam sobie rady. I chcę żebyś poszła ze mną. Sama. Bez Jaspera.
- Nie no to już jest szczyt wszystkiego! - mój ukochany zeskoczył z drzewa.
- Co ty tu robisz? - syknęłam, ale zignorował mnie.
- Najpierw zostawiasz Alice w czasie kiedy ona najbardziej cię potrzebuje, a potem nagle zjawiasz się i prosisz ją żeby poszła za tobą na misję, która na zdrowy rozum jest misją samobójczą! 
- Jesteś zły bo nie chcę abyś nam towarzyszył - odparła mu kobieta. 
- Ja ją kocham i na pewno jej nie zostawię! -krzyknął Jasper.
- To skoro tak ją kochasz to dlaczego nie potrafiłeś jej pomóc po śmierci mojej córki?
- Bo wtedy nawet on nie był w stanie nic zrobić - wtrąciłam się. - On ma rację. Myślałaś, że na twoje zawołanie zostawię swojego męża i pójdę za tobą?
- Czyli to, że John oddał za ciebie życie nic dla ciebie nie znaczy? Że zginął byś ty mogła żyć? Sharon też dla ciebie nic nie znaczyła? - Julie spojrzała na mnie oskarżycielsko. 
- Sharon znaczyła dla mnie wiele. Ale pomyśl. Czy chciałaby żeby coś stało się mnie czy tobie z jej powodu? Czy John byłby zadowolony wiedząc, że dałam się zabić jego zabójcy? 
- Czemu z góry zakładasz, że nie przeżyłybyśmy tej misji?
- Bo James jest sprawnym wojownikiem. Ian miał naprawdę ogromne doświadczenie w walce i nie dał mu rady. Pomyśl co by się wydarzyło gdybyśmy stanęły przed nim. Nie umiem walczyć i wiem, że ty też nie. 
-Celafaciamo per lei*
- To bez sensu.
- Qalce volta tu devi andare dove te dice cuore pure qando ce pericoloe e sensa motivo. **
- Julie... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Ty rób co chcesz. Siedź sobie tutaj bezpieczna ze swoją rodziną. Ja idę pomścić swoją rodzinę, którą mi odebrano. I albo mi się tu uda albo zginę próbując.
- Nie mów tak! - krzyknęłam.
- Ty nie masz skrupułów? - warknął Jazz. - Będziesz ją teraz szantażować emocjonalnie?
- Nikogo nie szantażuję - odparła Morgan.
- Julie ja wiem, że za nimi tęsknisz. Johna nie znałam, ale Sharon była dla mnie naprawdę ważna. Jednak zatracanie się w żądzy zemsty nie pomoże nam. Musisz się uspokoić - kobieta prze chwilę nie odzywała się.
- Przepraszam - szepnęła po chwili. - Ja po prostu nie potrafię sobie z tym poradzić.
- Zemsta nic nie da - powtórzyłam.
- Chyba po prostu starałam się ból stłumić gniewem.
- Może powinnaś wyjechać na jakiś czas. Zmienić otoczenie. Być może poznasz nowe osoby - powiedziałam. Wiedziałam, że jej również jest ciężko z tym co się stało. Pewnie nawet bardziej niż mnie. Bo ja miałam przy sobie Jazza i Cullenów, a ona? Prócz mnie nikogo. Nie rozumiałam dlatego czemu przez cały ten czas się do mnie nie odzywała. Po mimo to chciałam jej pomóc. 
- Chyba masz rację - stwierdziła. - Wyjadę jeszcze dziś.
- Może pojedź na Alaskę do denalczyków - zaproponował Jasper.
- Nie. Nie. na razie potrzebuję samotności żeby jakoś sobie z tym wszystkim dalej poradzić. Myślę, że zmiana otoczenie rzeczywiście dobrze mi zrobi. 
- Ale będziemy w kontakcie? - zapytałam.
- Oczywiście, że tak. O ile po moim dzisiejszym zachowaniu będziesz jeszcze chciała. 
- Oczywiście, że będę chciała - odparłam. Uściskałyśmy się serdecznie. 

*

- Alice? - zwrócił się do mnie Jasper kiedy wracaliśmy do domu.
- Tak? 
- A może i ty chciałabyś wyjechać co? Przeprowadzić się?
Westchnęłam.
- Tak szczerze to od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym czy gdzieś się nie przeprowadzić. Nie chcę jednak sprawiać Cullenom kłopotu, a bez nich nie mam zamiaru się nigdzie wyprowadzać.
- Zrozumieją - szepnął.
- I tak ostatnio cały czas mącimy im w życiu.
- Ale nie chcę żebyś mieszkała w miejscu, w którym jest ci źle. Jestem pewien, że to zrozumieją. Edward pewnie i tak już dawno wyłapał to z twojej głowy.
- Jazz...
- Alice bez dyskusji. Porozmawiamy z Cullenami. 
- Czy gdybym powiedziała, że chcę wyprowadzić się na Księżyc to też byś zrobił wszystko żebym się tam dostała? 
- Oczywiście, że tak. Dla ciebie zrobiłbym wszystko - odpowiedział i pocałował mnie.


***************************

 * Dam radę. Dla nich.
**  Czasem trzeba iść za głosem serca nawet jeśli to jest ryzykowne, a nawet bezsensowne.
Z włoskiego.
Jest kolejna notka. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać. Trochę wcześniej niż się spodziewałam. W następnej notce pojawi się już Bella. Chcę Wam życzyć Wesołych Świąt  i Szczęśliwego Nowego Roku. Pozdrawiam. ~Alice

6 komentarzy:

  1. Pierwsza! Notka bardzo mi się podobała. Jest genialna! :D Ja też chcę ci życzyć z całego serca dużo radości, szczęścia, potopu miłości, wszystkiego, czego sobie zapragniesz. Wesołych świąt! Wesołego sylwestra! Wszystkiego naj!! Pozdrawia i duużo weny życzę (~.^)
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny. Zdziwiło mnie zachowanie Julie. Kochany Jazz. Zrobi wszystko dla swojej Alice. Weny ~Dor

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Kochany Jazz. Broni Alice i zrobi dla niej wszystko. Weny ~Viola

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny! Jak ja kocham takie sceny, gdy chłopak broni swojej ukochanej. Weny ~Dorcas Black

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak cudnie! Ciekawa jestem jak rozwiniesz historię z Bellą. Czekam na next. ~Bells

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania :)